Publikacje
"Rządowe zakusy" - artykuł Mariana Piłki z Rzeczpospolitej
Za sukces wyborczy Platformy mają zapłacić swoim przyszłym zabezpieczeniem emerytalnym obecni i przyszli emeryci — uważa publicysta i polityk
Ogłoszona przez premiera Donalda Tuska „reforma” emerytalna, polegająca na przesunięciu do ZUS, większości składki wpłacanej dotychczas do OFE, wywołała niejasny niepokój wśród szerokiej opinii publicznej o przyszłość zabezpieczenia emerytalnego. Pomysł premiera spotkał się z ”twórczymi „ kontrpropozycjami opozycji, jak np. PISu polegającymi na stworzeniu możliwości wyboru ubezpieczonych pomiędzy OFE, a ZUS. PJN proponuje poprawę sytuacji demograficznej przez budowę żłobków, a SLD debatę o prezydenta. Natomiast pomysł ten spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem nie tylko „opozycji ekonomistów” z Balcerowiczem i prof. Rybińskim na czele, ale także wielu innych środowisk ekonomicznych niepodzielających recept ekonomicznych tego środowiska, a postulujących dokończenie samej reformy i wzmocnienie nadzoru nad otwartymi funduszami.
Uzasadnieniem propozycji rządowych ma być fakt, że większość składki (5 proc.naszych dochodów) jest inwestowane w obligacje rządowe, czyli, ich wypłacalność i tak zależy od kondycji finansów publicznych i wypłacalności finansów publicznych. Natomiast przekazanie tej części składki do ZUS spowoduje zmniejszenie deficytu budżetowego i tym samym ułatwi jego utrzymanie na poziomie nie przekraczającym konstytucyjnego progu 55 proc. PKB .Jest to więc zabieg czysto księgowy, ale o poważnych konsekwencjach zarówno ekonomicznych, jak i politycznych. Przekroczenie w roku wyborczym progu konstytucyjnego zadłużenia, z jego wszystkimi swoimi konsekwencjami, ujawniłoby całkowite bankructwo dotychczasowej polityki finansowej rządu i zagroziłoby szansą wyborczym rządzącej partii.
Bowiem wbrew propagandzie sukcesu o „zielonej wyspie”, uniknięcie recesji w latach ubiegłych, tylko w niewielkim stopniu zawdzięczamy rządowi, a w przeważającej aktywności samej gospodarki. Natomiast w tej dziedzinie która rzeczywiście zależy od rządu, czyli poziom deficytu i zadłużenia mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem. Według danych MF deficyt w 2007 roku wynosił 1,9 proc. PKB, w roku ub przekroczył poziom 8 proc., a w tym oscylować będzie w granicach 6,5-7 proc.. I to jest rzeczywista, a nie propagandowa miara ekonomicznych osiągnięć obecnego rządu.
Ten „skok” na OFE spowoduje przyśpieszenie dalszego zadłużanie się ZUS, którego już dziś zobowiązania wobec obecnych i przyszłych emerytów wynoszą blisko 2bln złotych i jest to zadłużenie nie wliczane do oficjalnego zadłużenia finansów publicznych. Przesunięcie większej części tej składki do ZUS pozwoliłoby rządowi na dalsze zadłużanie państwa i jednoczesne wygranie tegorocznych wyborów. A zatem za sukces wyborczy mają zapłacić swoim przyszłym zabezpieczeniem emerytalnym obecni i przyszli emeryci.
Polityka obecnego rządu, a właściwie jego bezczynność doprowadziła do tego, iż nasze finanse publiczne coraz bardziej staczają się po równi pochyłej, coraz bardziej spadzistej i zagrażającej w przyszłości niezdolności państwa do wywiązania się ze swoich zobowiązań finansowych. Im później będą podjęte środki zaradcze, tym będą one kosztowniejsze dla społeczeństwa. Istotą rządowej polityki jest więc przyśpieszenie nie tylko zadłużenia budżetu państwa, ale także systemu emerytalnego. W tym sensie chronienie OFE przed rządowymi zakusami ma sens jako ograniczanie destrukcji finansów publicznych, ale nie rozwiązuje zasadniczego wyzwania, jakie stoi przed polskim społeczeństwem i państwem, to jest bezpieczeństwa zabezpieczenia emerytalnego polskiego społeczeństwa. Bo problem bezpieczeństwa przyszłych emerytur tylko w niewielkim stopniu zależy od „uratowania” OFE przed destrukcyjną polityką rządu.
Kwestia efektywności emerytalnego zabezpieczenia, czy to ZUS-owskiego, czy też łączonego z otwartymi funduszami emerytalnymi jest kwestią wtórną wobec struktury demograficznej społeczeństwa.. Emerytury wypracowuje powiem pokolenie będące w wieku produkcyjnym, a beneficjentami są pokolenia, które przekroczyły próg swojej „produkcyjności” .Wyraźnie widać to w przypadku systemu ZUS-owskiego, który od lat już musi być wspierany bezpośrednimi dotacjami z budżetu. Wkraczanie w życie dorosłe pokoleń niżu demograficznego i systematyczne starzenie się polskiego społeczeństwa wymusza coraz większe dotacje z budżetu. Do roku 2030 liczba ludności w wieku emerytalnym wzrośnie o prawie 50 proc..
Oznacza to, że przy zachowaniu obecnego poziomu świadczeń emerytalnych potrzebne będzie dodatkowe 89 mld złotych na świadczenia emerytalne i dodatkowo ok. 50mld na opiekę zdrowotną. I nie wykluczy tej tendencji wprowadzenie różnych środków oszczędzających w rodzaju podniesienia wieku emerytalnego, zrównania tego wieku kobiet i mężczyzn, czy likwidacji przywilejów górniczych, sędziowskich czy mundurowych. One stają się koniecznością, ale nie zapobiegną gwałtownemu wzrostowi dotacji budżetowych, czy systematycznego obniżenia świadczeń emerytalnych. Tym bardziej, iż procesowi wzrostu liczby emerytów towarzyszyć będzie proces spadku roczników w wieku produkcyjnym. Do roku 2030 liczba tej ludności spadnie o 5mln ludzi, a do 2050 o dalsze 5,5min. Obecnie liczba ludności w wieku produkcyjnym wynosi ok. 27mln.
Oznacza to, że na emerytów za lat 20 i dalej po prostu nie będzie miał kto pracować, tym bardziej, iż żądania utrzymania poziomu świadczeń emerytalnych wymuszą z jednej strony wzrost transferów z budżetu, a tym samym zwiększenie obciążeń pokoleń w wieku produkcyjnym, z drugiej zaś spowodują przyśpieszoną emigrację młodego pokolenia niechętnego ponoszeniu kosztów systemu emerytalnego, przyśpieszając tym samym jego całkowitą upadłość. Aby uświadomić sobie skale obciążeń jednostkowych wystarczy wspomnieć, iż w 2008 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym(ale przecież nie wszyscy pracują ) przypadało 41 osób w wieku emerytalnym, to w 2060 będzie to poziom 91. I to przy założeniu , iż poziom urodzeń wzrośnie. System ZUS-owski zbankrutuje i to wcale, nie w jakie mitycznej przyszłości, ale najprawdopodobniej za życia nawet obecnych 50-latków.
Świadomość kryzysu systemu ZUS-owskiego, każe niejako instynktownie bronić funduszy OFE, jako formy zabezpieczenia na wypadek bankructwa ZUS. Ale i tu sytuacja nie przedstawia się dużo lepiej. Oczywiście fundusze te dysponują akcjami i obligacjami państwowymi. Wartość tych ostatnich zależy od wypłacalności państwa. Załamanie systemu emerytalnego pociągnie także załamanie finansów publicznych i głęboki kryzys gospodarczy, spowodowany także spadkiem ludności w wieku produkcyjnym. Także wartość akcji, a także innych zabezpieczeń indywidualnych, np. nieruchomości ulegnie radykalnemu przeszacowaniu i to nie tylko ze względu na kryzys gospodarczy, ale także na spadek ludności zainteresowanej nabywaniem tych aktywów. Zabezpieczenie w OFE opóźni, ale nie zapobiegnie deprecjacji aktywów zabezpieczających nasze bezpieczeństwo emerytalne.
Istotą problemu jest bowiem gwałtowne starzenie się polskiego społeczeństwa spowodowane spadkiem urodzeń. Od początku naszej obecnej niepodległości pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców. W ciągu ostatniej dekady współczynnik zastępowalności pokoleń wahał się w większości lat na poziomie 1,2-1,3, gdy do prostej sterowalności pokoleń ten współczynnik powinien kształtować się na poziomie 2,1. Od początku lat 90-tych mamy do czynienia z głębokim kryzysem demograficznym. Teraz grozi nam katastrofa demograficzna.
Jedynym ratunkiem przed zbliżającą się katastrofą jest wzrost urodzeń. Badania postaw rodzicielskich wskazują, że jeszcze głównym powodem ograniczenia liczby dzieci w rodzinach polskich jest bariera ekonomiczna. Bez likwidacji tej bariery niemożliwe będzie zapobiegnięcie tej katastrofy. Ale to największe wyzwanie i największe zagrożenie naszego narodu, jak do tej pory umykało uwadze zdecydowanej większości dominujących partii politycznych. A wszelkie działania prorodzinne, ograniczające materialną barierę w posiadaniu dzieci , spotykały się ze zdecydowanymi przeciwdziałaniami rządzących. W okresie AWS wydłużenie urlopów macierzyńskich było blokowane przez wicepremiera Balcerowicza. Rząd Milera zniósł nieliczne elementy polityki prorodzinnej w tym dłuższe urlopy.
PIS głosował przeciwko dużej uldze podatkowej na dzieci. PO do tej pory nie była w stanie dostrzec tego wyzwania. Brak reakcji na wyzwania demograficzne dyskwalifikuje tych polityków i te partie polityczne. Bez wprowadzenia natychmiastowego radykalnego wsparcia materialnego rodzin ze względu na posiadanie dzieci nie zapobiegniemy nie tylko katastrofie demograficznej, ale i braku emerytur na naszą starość . To co proponuje rząd, to polityka „po nas, choćby potop”, propozycje partii opozycyjnych są tylko grą pozorów i w swej istocie niepoważne, świadczące o niezrozumieniu otaczającej rzeczywistości.
Źródło: Rzeczpospolita