Publikacje

17.01.2009 | autor: Marian Piłka

"PiS nie jest partią prawicową" - artykuł Mariana Piłki w dzienniku "Polska Times"

Nie interes narodowy, nie obrona suwerenności gospodarczej, ale naga władza jest celem polityki braci Kaczyńskich



Tego tekstu "Nasz Dziennik" nie zechciał opublikować. Na jego łamach Artur Górski, Jerzy Robert Nowak i Zbigniew Girzyński upowszechniają przekonania, iż odchodzenie PiS--u od katolickiego programu to wina Marka Jurka. Zarówno on, jak i inni posłowie odeszli z partii Jarosława Kaczyńskiego, gdy udało mu się storpedować konstytucyjne poprawki o ochronie życia.



Pan poseł Górski nie ukrywa, że PiS nie jest partią prawicową. Pisze bowiem wprost: "Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie było partią prawicową w klasycznym rozumieniu tego słowa". Myślę, że ma rację, chociaż do roku 2007 starannie jego przywódca ten fakt ukrywał, o czym świadczą nie tylko broszury programowe "Katolicka Polska w chrześcijańskiej Europie" oraz "Silna Polska w Europie", ale także cały szereg działań podejmowanych przez posłów tego ugrupowania skupionych wokół Marka Jurka, jak choćby deklaracja sejmowa w sprawie nadrzędności prawa polskiego nad unijnym w kwestiach rodziny i moralności. Ale wówczas Jarosław Kaczyński walczył o uzyskanie takiego poparcia społecznego, które umożliwiłoby mu rządzenie, a torpedowanie wówczas działań podejmowanych przez posłów skupionych wokół Marka Jurka mogłoby ten plan przekreślić. Jednak po dojściu do władzy prezes PiS poczuł się na tyle silny, że tym niemiłym dla niego działaniom postanowił położyć kres. I taka jest prawdziwa przyczyna storpedowania poprawek konstytucyjnych chroniących życie.



Był to czas sprawdzania tej partii. Dobitnie się wówczas okazało, że PiS to nie tylko partia wodzowska, bowiem nikt wówczas nie kwestionował przywództwa Jarosława Kaczyńskiego, ale że to partia prywatna w dosłownym tego słowa znaczeniu, w której w rzeczywistości nie ma miejsca na jakąkolwiek wielonurtowość, a różnice w prezentowaniu opinii są dozwolone tylko w takim zakresie, w jakim to służy wyborczym i marketingowym celom braci Kaczyńskich. Dobitnie uwidocznił się ten fakt po wyborach, gdy prezes Kaczyński po prostu wyrzucił swoich wiceprezesów jednym ruchem. W tej sytuacji mówienie o jakichkolwiek nurtach, a zwłaszcza ich podmiotowości wobec Kaczyńskiego, jest po prostu zwykłą kpiną i pogardą wobec opinii publicznej. W takiej sytuacji środowisku skupionemu wokół Marka Jurka pozostawały do wyboru jedynie dwie opcje: Pierwsza, którą wybrali panowie Górski i Girzyński, to uwiarygodnianie polityki braci Kaczyńskich wobec opinii katolickiej, i druga: podjęcie wysiłku samodzielnego definiowania katolickich postulatów społecznych i ich realizacji.



Wbrew twierdzeniom naszych oponentów ta polityka nie jest bez szans. Pokazaliśmy np. w końcowym etapie poprzedniego Sejmu, że wbrew Jarosławowi Kaczyńskiemu potrafimy przeforsować dużą ulgę podatkową na dzieci, przeciwko której w Sejmie głosowali posłowie PiS-u. Ale i dziś samobójcza polityka Jarosława Kaczyńskiego niejako zmusza środowiska katolickie do budowy politycznej alternatywy. Tym bardziej że polityka legitymizowania działań braci Kaczyńskich coraz bardziej traci na wiarygodności .



Podobnie jest w sprawie traktatu lizbońskiego. Główną troską braci Kaczyńskich nie jest przecież zablokowanie tego traktatu, tylko obawa, aby nie utracić elektoratu. To przecież Lech Kaczyński wynegocjował ten traktat, który w każdym swym wierszu jest sprzeczny z PiS-owskim programem w kwestii europejskiej zapisanym w broszurze "Silna Polska w Europie". Prezydent nie tylko zgodził się na ten głęboko szkodliwy dla Polski traktat, ale jeszcze ogłosił swą kapitulację zwycięstwem. Zaś po referendum irlandzkim zamiast stwierdzić wygaśnięcie procesu ratyfikacyjnego, zapowiada jego podpisanie po powtórnym referendum. Tym samym bierze udział w wywieraniu międzynarodowej presji na Irlandczyków w sprawie zmiany ich stanowiska. Co więcej klub PiS-u miał wystarczającą ilość głosów, aby zablokować parlamentarną ratyfikację, ale nie zrobił tego. Wolał udać różnicę zdań, która ją umożliwiła, niż zablokować ten szkodliwy traktat. Dziś podobnie jest z wprowadzeniem euro. PiS ma wystarczającą ilość głosów w Sejmie, aby zablokować rezygnację z polskiej waluty. Ale nie o to chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jemu tylko chodzi o przeprowadzenie referendum, które pozwoli spolaryzować scenę polityczną i odzyskać inicjatywę polityczną, po przegranym referendum zapowiada bowiem zgodę na rezygnację z polskiej waluty.



Także ten przykład dobitnie pokazuje, że nie interes narodowy, nie obrona suwerenności gospodarczej, nie obrona katolickich wartości, ale naga władza jest celem polityki braci Kaczyńskich. Polityka wyzbyta wartości degraduje się do poziomu nihilizmu. I takiej właśnie polityki Marek Jurek i skupieni wokół niego posłowie nie chcieli firmować.



PiS wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest partią prawicową, to partia radykalnego populizmu. Radykalizm i prawica to dwa całkiem różne podejścia do życia i do polityki. Polskiej polityce trzeba przywrócić prawicę, jako remedium na PO-PiS-owy nihilizm. Bez tego będzie ona degradować, a nie wzmacniać narodowe aspiracje Polaków.



I wreszcie ostatni zarzut. Górski pisze: "Czy oni nie zdają sobie sprawy, że są instrumentalnie traktowani przez stację TVN, która wykorzystuje ich negatywne emocje do szkalowania PiS". Otóż jesteśmy zapraszani do różnych mediów, z wyjątkiem tych, które są kontrolowane przez PiS, także do prasy katolickiej, gdzie systematycznie publikujemy nasze teksty. Ale w tej wypowiedzi dostrzegam nie próbę poważnej debaty z naszym stanowiskiem, ale chęć zamknięcia nam ust, po to aby ludziom pokroju Górskiego nasze wypowiedzi nie zakłócały spokoju sumienia. Dostrzegam narastający lęk, że dłużej nie będzie można, bez konsekwencji wyborczych, mamić katolickiej opinii publicznej pustymi hasłami, za którymi nie ma nic prócz nihilizmu.



"Polska Times", 14 stycznia 2009 r.

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach