Publikacje

20.02.2018 | autor: Piotr Boroń

Nasz Dziennik - Piotr Boroń: Jak świętować niepodległość?

Nie tylko Piłsudski i Dmowski. Jak wykorzystać 100-lecie odzyskania niepodległości do ukazania zapomnianych kart historii.



Wkroczyliśmy w obchody stulecia odzyskania niepodległości. Potrwają ponad rok. Należy najpoważniej potraktować pytanie, co zmienią one w mentalności milionów Polaków. Patriotyzmy bywają różne, a i polityki historyczne mogą mieć różne skutki.



Coroczne obchody Święta Niepodległości są w jakimś sensie probierzem aktualnej polityki historycznej władz. Nie bez znaczenia jest bowiem, którędy pójdą marsze, gdzie zostaną złożone kwiaty, kto będzie przemawiał i jakie postaci historyczne zostaną przypomniane przez media przy okazji rocznic. Ile miejsca poświęci się Józefowi Piłsudskiemu, a ile Romanowi Dmowskiemu, Ignacemu Janowi Paderewskiemu, Wojciechowi Korfantemu, Józefowi Hallerowi, Wincentemu Witosowi, Ignacemu Daszyńskiemu itd. Jak wspomni ktoś Radę Regencyjną, ks. abp. Adama Stefana Sapiehę, Alfonsa Zgrzebnioka, Hugona Zapałowicza, Lucjana Żeligowskiego, Władysława Zamoyskiego lub ks. Ferdynanda Machaya.



Dla większości patriotów uczestnictwo w obchodach wynika z potrzeby serca i po prostu reagują oni na oferty stworzone przez bardzo różnych inicjatorów zdarzeń. Przy planowaniu uroczystości ogromną przewagę organizacyjną mają władze państwowe i samorządowe, które posiadają środki finansowe, większy wpływ na media, a może przede wszystkim wydają pozwolenia na wydarzenia świąteczne i mają dużą przestrzeń do dysponowania nimi. Dysproporcje w tych kwestiach widać jaskrawo na przykładzie Marszu Niepodległości i obchodów oficjalnych w Warszawie. Na kanwie tych zjawisk rodzą się przemyślenia dotyczące znaczenia i charakteru obchodów.



Historia między kopcami



Przypomnijmy najpierw, że to z Krakowa wyruszyła „Kadrówka” Piłsudskiego i właśnie Kraków stał się pierwszym prawdziwie wolnym polskim miastem po nocy zaborów. Zachęcam zatem Państwa do przeniesienia się wyobraźnią w jakże symboliczne dla Polski miejsce w Krakowie, pod pomnik Józefa Piłsudskiego przy ulicy jego imienia. Spójrzmy na niego z miejsca, gdzie planowane jest postawienie pomnika Obrońców Lwowa, czyli ze skrzyżowania z ulicą Retoryka. Na 99. rocznicę były tu tłumy, a oficjalne delegacje obłożyły pomnik Marszałka wieńcami z biało-czerwonymi wstęgami, na których odnotowano, kto je zakupił i tu umieścił. Tłum przyglądał się zaplanowanym co do minuty kolejnym punktom obchodów. Nazajutrz o świcie było tu pusto.



Nasz kochany zabytkowy Kraków jest mistyczny. Jest otwartą księgą historii. Czytajmy ją. Wyobraźmy sobie, że dziś właśnie stoimy na środku ul. Piłsudskiego. Zmieniające się nazwy tej ulicy to też znaki czasów. Sto lat temu zwana była ulicą Wolską, bo prowadziła z Miasta na Wolę Justowską (a na końcu ulicy stoi jeszcze rogatka miejska), następnie nazwano ją imieniem Józefa Piłsudskiego, a w PRL ulicą Manifestu Lipcowego PKWN, by w III RP powrócić do sanacyjnej nazwy.



Bo gdzież lepiej dzisiaj stanąć? Przed nami piękny pomnik plenerowy Marszałka. Oddajemy mu należny hołd. Ale rozejrzyjmy się na lewo i na prawo. Jakby symbolicznie po prawej stronie mamy Collegium Novum i fakultet prawa, którego absolwenci od XIV wieku byli głównymi administratorami naszej państwowości, a po lewej stronie perspektywę wieńczą kopce Kościuszki i Niepodległości im. Piłsudskiego. Po prawej prawo, po lewej symbole walk z bezprawnym pozbawieniem nas państwa przez zaborców i przez to wobec obowiązującego zaborczego prawa powstania także bezprawne. To tak, jak byśmy pomiędzy dwoma kopcami zmieścili historię ponad stu lat powstań narodowych. Szkoda, że brak tu akcentu konfederacji barskiej, bo z obecnego pejzażu płynie poniekąd nauka, że o wolność walczy się dopiero wówczas, gdy ją utracimy. Niby wniosek na wyrost, ale jakże trafnie odzwierciedla go powiedzenie: Mądry Polak po szkodzie. Docenienie konfederacji barskiej jako pierwszego z powstań narodowych daje naukę, że o suwerenność trzeba troszczyć się stale, bo w myśl sloganu Clausewitza wojna jest kontynuacją polityki pokojowej, z tym że innymi środkami.



A bliżej Błonia i Oleandry, z których przecież wyruszyła Pierwsza Kompania Kadrowa z Piłsudskim ku wolności, ale tuż obok pomnik Stanisława Wyspiańskiego. Był wieszczem jak owi trzej, których nazwy noszą aleje, na które patrzy z wysoka. Był prawie rówieśnikiem Piłsudskiego, orędownikiem magnanimitatis Poloniae, czyli wielkiego ducha, który każe nie zważać na słabości i rany, ale iść do sławy. Ducha polskości, który pozwolił nie ulęknąć się nawały bolszewickiej w 1920 roku.



Jak się rzekło, przed nami piękny pomnik Józefa Piłsudskiego. Marszałek patrzy z cokołu na czwórkę jego żołnierzy idących do walki o wolność. Ale spójrzmy lepiej, skąd oni nadchodzą. Oni jakby wychodzą z budynku krakowskiego Sokoła. To się doskonale komponuje! Sprawność fizyczna i hart ducha rzeczywiście przydały się na frontach. Ruch sokoli zapisał piękną kartę w przygotowaniu Polaków do walki o Polskę. Jeżeli na wojnę z Rosją poszły setki tysięcy Polaków, to nie wzięli się znikąd!



Maluczcy w służbie Niepodległej



A teraz rzecz jeszcze ważniejsza! Stoimy przed Piłsudskim, ale pójdźmy wyobraźnią na jego tyły. Tu w zadziwiający sposób skupiła się działalność w co najmniej kilku ważnych środowiskach. Jest tu klasztor Zgromadzenia Sióstr Sercanek. Rok temu została wyniesiona na ołtarze ich pierwsza matka przełożona bł. Klara Szczęsna. To z nią św. Sebastian Pelczar założył zgromadzenie. W czasach napływu do miasta całych rzesz bezrobotnych analfabetek siostry sercanki przyuczały je do prostych zawodów. Tysiące dziewcząt zawdzięczały sercankom godne życie. A niedaleko klasztor Braci Kapucynów, którzy słyną od wieków zarówno z pomocy ubogim, jak i postawy patriotycznej. To tutaj chronili się krakowianie podczas oblężeń miasta, to stąd pochodzili kapelani wojskowi. Tu składał śluby zakonne ojciec Kosma Lenczowski, kapelan I Brygady Legionów, który przebył z nią cały szlak bojowy i po wojnie wrócił do Krakowa. A po sąsiedzku z klasztorem dzisiejsze V Liceum Ogólnokształcące, założone jako Wyższa Szkoła Realna w okresie autonomii galicyjskiej dla potrzeb polskiej inżynierii. Absolwenci tej szkoły budowali Polskę. A dalej tak zwana bursa księdza Mieczysława Kuznowicza zaangażowanego w pracę z ubogą młodzieżą. Kontynuując działalność ojca Błażeja Szydłowskiego, założył w 1906 roku Związek Młodzieży Przemysłowej i Rękodzielniczej. Ich bursa im. ks. Piotra Skargi, nieustępująca świetnością Schronisku dla Chłopców Księcia Aleksandra Lubomirskiego (obecnie gmach Uniwersytetu Ekonomicznego), uwzględniała nawet duży teatr – dziś „Groteska”. Różnorodna działalność naukowa, artystyczna i społeczna, poradnictwo zawodowe, przyuczanie i pośrednictwo pracy, wypuściły w świat tysiące fachowych rzemieślników i animatorów kultury. I kolejne dzieło: mało kto wie, że to przy ul. Wenecja, nad brzegiem Rudawy, zaczynał swą pracę z najuboższymi brat Albert – Adam Chmielowski. Wybitny artysta malarz, powstaniec styczniowy, którego nawet Moskale szanowali, gdyż zaimponował im tym, jak znosił amputację nogi bez znieczulenia. Niósł pomoc setkom ludzi z marginesu, wśród których żył jako ich brat, a przez to i „Brat naszego Boga”. W sztuce teatralnej pod tym tytułem Karol Wojtyła umieszcza genialny wątek, który niech podsumuje tę działalność. Brat Albert jest mianowicie kuszony przez socjalistę, który pragnie użyć biedaków do rewolucji przeciw bogatym. Marksista chce posłużyć się gniewem i zazdrością biedoty. Karol Wojtyła stwarza dramatyczne napięcie. Uderza w sedno problemu społeczno-politycznego XIX wieku: czy polski proletariat będzie podatny na leninowskie hasła?



Stwierdźmy zatem z całą mocą: w wojnie polsko-bolszewickiej stanęli naprzeciwko siebie z jednej strony Rosjanie, którzy pałali rządzą zemsty i zdobyczy, a Polski bronili ludzie często równie ubodzy, ale widzący sens życia, dany im przez „Judymów” przed pierwszą wojną światową. Przecież ci wszyscy biedni ludzie (gdyby sercanki, jezuici, albertyni nie podnieśli ich z biedy materialnej i moralnej) staliby się wyznawcami marksizmu-leninizmu, a w obliczu inwazji sowieckiej w 1920 roku walczyli by po stronie bolszewików. Tymczasem oni bohatersko bronili Polski i cywilizacji europejskiej, a potem budowali to państwo jako fachowcy w pracy i rodzice w domu. Marszałek Piłsudski stoi wyżej na pomniku, ale bez tych milionów wodzowie nic by nie zdziałali. Ta czwórka legionistów obok Marszałka na pomniku symbolizuje setki tysięcy walczących w okopach i miliony poświęcających się na różne sposoby dla Polski.



Doceniajmy bohaterów w zasięgu naszego wzroku, nie wypatrujmy bohaterów, którzy jak deus ex machina rozwiążą nasze problemy. Nie zdawajmy się na innych. Bądźmy czujni w czas pokoju i budujmy Polskę jako dobro wspólne Narodu! Zła historia jest matką złej polityki. Jeżeli będziemy przy naszych świętach narodowych wspominać tylko kilka nazwisk wyróżnianych bohaterów, to tak wychowane młode pokolenia Polaków będą oczekiwać bohaterstwa tylko od grupki patriotów-bohaterów, których media wyniosą na cokoły. Jeżeli natomiast docenimy codzienną pracę milionów Polaków na różnych polach, to głębszy sens swojego działania dla Ojczyzny będzie mógł dostrzec każdy Polak na co dzień. Patriotyzm nie może mierzyć się porównywaniem do innych ludzi, bo wytworzy się niezdrowa konkurencja, ale musi być zdawaniem egzaminu przez każdego w zadanych mu w jego życiu sytuacjach.







Źródło: Nasz Dziennik.

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach