Publikacje
Nasz Dziennik - Boroń: Kat powstania
Krwawe rządy Murawjowa „Wieszatiela” na Litwie.
Przed Aleksandrem II stanął wyprężony siedemdziesięciolatek i z uwielbieniem wpatrywał się w oblicze cara, a ten ogłaszał rozkaz: – Pojedziesz na Litwę jako gubernator i stłumisz powstanie. – Wasze Wieliczestwo, jestem człowiekiem okrutnym i krwią splamię panowanie Najjaśniejszego Pana. – Jedź. – Ale proszę mi obiecać jedno: Wasze Wieliczestwo nie cofnie żadnego z moich rozkazów. – Jedź!
To autentyczna rozmowa, której treść zapisał adiutant cara. Miała miejsce 1 maja 1863 roku. Na Litwie od trzech miesięcy trwało Powstanie Styczniowe. Po nominacji Michaił Murawjow miał powiedzieć jeszcze: „Każda sprawa, aby dobrze się skończyła, musi być szczęśliwie rozpoczęta. Po przyjeździe na Litwę każę rozstrzelać jakiegoś księdza!”. Pojechał do Wilna ochoczo. Miał nieograniczone kompetencje i sześć litewskich guberni pod swym panowaniem.
Terror i donosicielstwo
Murawjow, który przyjechał do Wilna 26 maja 1863 roku, rzeczywiście rozpoczął rządy od egzekucji ks. Stanisława Iszory, którego jedyną winą było odczytanie z ambony manifestu powstańczego wzywającego do walki o wolność. Kapłan miał być skazany na kilka lat Syberii, ale Murawjow zamienił wyrok na rozstrzelanie, a rodzicom księdza zakazał z nim widzenia.
Rusyfikacja jako forma represji antypowstańczej stała się głównym narzędziem Murawjowa. Aby zniszczyć ekonomicznie Polaków, wprowadził ogromny podatek w wysokości 10 procent całej wartości majątków szlachty z przeznaczeniem na tłumienie powstania. Bardzo skrupulatnie pilnował zbierania tej kontrybucji, co miało stawiać ziemian niejako w opozycji do powstańców. W krótkim czasie zarekwirowano 3454 majątki ziemskie, wydziedziczając przede wszystkim Polaków, a osadzając tam zasłużonych dla władzy Rosjan. Wprowadzono zasadę, że Polacy nie mogą nabywać majątków ziemskich na tzw. ziemiach zabranych, czyli tych, które dawniej należały do Rzeczypospolitej, a po 1815 roku znalazły się poza Królestwem Polskim.
Murawjow nakazał rozwinąć na niebywałą dotąd skalę inwigilację i donosicielstwo. Stróże kamieniczni w miastach mieli obowiązek składać raporty na temat odwiedzin nietypowych gości. Ziemianie otrzymali zakaz opuszczania swoich siedzib bez ważnych przyczyn. Karana miała być nie tylko pomoc powstańcom, ale nawet bierne poddawanie się ich woli i nieprzeciwstawianie się ich poczynaniom. Wprowadzono poważne obostrzenia co do posiadania osobistej broni, a za wykrycie w mieszkaniach rewolweru miała być karana cała rodzina i wszyscy mieszkańcy posesji. Policja i wojsko otrzymały uprawnienia do rewizji osób i mieszkań bez specjalnych nakazów.
Rosyjski gubernator sam podsumował, że zesłał w głąb Rosji ok. 10 tys. skazanych, ponad tysiąc podejrzanych wcielił przymusowo do rosyjskich służb mundurowych, a 127 rozstrzelał lub powiesił. Stąd nadany mu przez Polaków przydomek „Wieszatiel”. Ale przecież wiele decyzji o represjach pozostawało w gestii dowódców rosyjskich. Bardzo często, powziąwszy podejrzenie o współpracy ludności cywilnej z powstańcami, dowódca zwoływał sąd polowy, który traktował przewód jako czczą formalność, bo wyrok śmierci był już przesądzony. Liczba takich zabójstw znacznie przekraczała dane, które generał gubernator podał jako swoje osobiste dokonania. Historycy szacują całkowitą liczbę polskich zesłańców w dobie powstania na 40 tysięcy.
Szczególnie Murawjow srożył się w guberni augustowskiej, gdzie kazał np. zabić 50 schwytanych powstańców. Takie decyzje jego podkomendni traktowali jako zachętę do żołnierskiej srogości. Stosowali zatem zasadę odpowiedzialności zbiorowej i przy podejrzeniu o jakąkolwiek pomoc powstaniu karali całe wsie i dwory, paląc zabudowania. Obliczane na 340 tys. wojska carskie, skierowane do tłumienia powstania, miały przyzwolenie na plądrowanie i rabunki w „rejonach podejrzanych”, a zaliczenie do tej kategorii zależało od samych Rosjan.
Uderzenie w Kościół
Szczególną nienawiść Murawjow żywił do Kościoła katolickiego i księży. Bardzo wielu duchownych wiązało się z oddziałami partyzanckimi, niosąc sakramenty i pociechę duchową, a nawet stając na ich czele, jak ks. Antoni Mackiewicz, który od marca 1863 roku dowodził kilkoma zgrupowaniami na Żmudzi. Gdy po porażkach jedne oddziały ulegały rozproszeniu, on na nowo skupiał przy sobie ocalałych i przyciągał nowych ochotników. Schwytany w grudniu przez Rosjan, został stracony z przyzwoleniem Murawjowa w Kownie 28 grudnia 1863 roku.
Generał-gubernator interesował się osobiście sukcesami w łamaniu wszelkiego oporu powstańczego i ducha polskości. Składano mu szczegółowe raporty na temat postępowania proboszczów, a nawet wikarych. Lubił przy tym, jak do sprawozdań dołączane były donosy miejscowej ludności. Księża katoliccy mieli zakaz używania dzwonków w drodze z wiatykiem, a nawet rozdawania obrazków świętych, medalików i krzyżyków. Urzędnicy rosyjscy wydawali ukazy na temat tego, o czym można mówić na kazaniach. Murawjow polecał swoim urzędnikom niszczenie krzyży katolickich na świątyniach, a nawet na cmentarzach. Po egzekucjach władze rosyjskie – zapewne z inspiracji samego gubernatora – często nie zezwalały na katolicki pochówek ofiar i postawienie katolickich krzyży nagrobnych. Denerwowały go nawet historyczne krzyże w Szawlach, które nakazał doprowadzić do ruiny.
Okrutne metody
W Wilnie z jego rozkazu odbudowano dwie cerkwie: Przeczystej Bogarodzicy nad Wilenką i św. Paraskiewy. Kilka kościołów przerobiono na cerkwie, w tym św. Kazimierza, Augustianów, Wizytek na Rossie, Pana Jezusa na Antokolu oraz Świętej Trójcy przy ul. Ostro-bramskiej, narzucając im bizantyjsko-moskiewskie formy i cebulaste kopuły. Kościołów katolickich nie pozwolił odnawiać i konserwować, a zniszczone zburzono doszczętnie. Zlikwidował 27 (z 46) klasztorów katolickich. Wspominał też Murawjow w pamiętnikach o pani Buczyńskiej (założycielka Towarzystwa św. Wincentego à Paulo), która szerzyła na Litwie ogłoszoną jeszcze przed powstaniem przez Kościół żałobę narodową (kobiety przywdziały ciemne stroje). Murawjow skazał Polkę na zesłanie.
Nie oszczędzał nawet architektury: kamienice miały mieć styl rosyjski. Zmieniano nazwy ulic. Zakazano szkolnictwa prywatnego, a państwowe zrusyfikowano. W 1864 roku wydał zakaz drukowania książek litewskich przy użyciu alfabetu łacińskiego, a usłużni naukowcy natychmiast napisali rosyjskimi literami elementarz litewski pt. „Abecele żemaitiszkai-lietuviszka”, który wprowadzono do szkół.
Drukarzom i kolporterom polskich książek groziła do końca XIX wieku śmierć, a co najmniej zsyłka na Sybir. Książę Czerkawski zanotował taką wypowiedź Murawjowa: „Bardzo często ich sadzam [do więzień] bez najmniejszej winy. Nawet podejrzenia nie ma. No, cóż robić, w takim razie ja zawsze decyduję: niech posiedzi pod kluczem i to jak najdłużej, a może się i co znajdzie… Tak byłem szczęśliwy, że zawsze się coś znalazło na mojego lokatora. A wtedy, dawaj no go tu!”. Zła sława „Ludożercy”, jak nazywali go sami Rosjanie, sięgała nawet Ameryki, aż Aleksander II odwołał go w 1865 roku z funkcji generał-gubernatora tzw. Kraju Północno-Zachodniego, ale nagrodził tytułem hrabiego.
Wiecznie żywy?
W 1901 roku Rosjanie otworzyli w Wilnie muzeum Murawjowa, a z inicjatywy rosyjskich urzędników odsłonięto jego pomnik w 1898 roku. Ten upokarzający symbol moskiewskiego panowania został zburzony przez Polaków natychmiast po opuszczeniu miasta przez Rosjan w 1915 roku.
W listopadzie 2016 roku w jednej z cerkwi prawosławnych na Białorusi odbyło się nabożeństwo żałobne w 150-lecie śmierci Murawjowa, na które przybyło wielu rosyjskich panslawistów, którzy usprawiedliwiali postępowanie „Wieszatiela”, argumentując, że powstańcy chcieli odłączyć się od Rosji, więc on tak musiał (sic!). Jak widać, duch rusyfikacji żyje w epigonach Murawjowa, a i my musimy go wspominać – ku przestrodze!
Źródło: Nasz Dziennik.