Publikacje

01.04.2008 | autor: Marian Piłka

"Traktat prowadzi do samozniszczenia UE" - artykuł Mariana Piłki w "Naszym Dzienniku"

Marian Piłka

W sytuacji zapaści demograficznej, narastającej infiltracji muzułmańskiej oraz dynamizmu gospodarczego innych kontynentów Unia walcząca z jedyną siłą duchową zdolną pchnąć nową energię w ten kontynent wykazuje już nie zanik instynktu samozachowawczego, ale wręcz zachowania samobójcze. Ta walka, którą traktat lizboński sankcjonuje, nadając doktrynie wojującego laicyzmu instytucjonalny charakter, prowadzi do wyniszczenia naszego kontynentu.



Europa antychrześcijańska? Czy to możliwe? Przecież Europa to nie jest - wbrew powszechnym przyzwyczajeniom - przede wszystkim pojęcie geograficzne. Bowiem czym innym - w sensie geograficznym - była Europa w V w. czym innym w X w., jeszcze czym innym jest w wieku XXI. To dopiero w XIX w. arbitralnie uznano, że granicą naszego kontynentu jest Ural. Ale w rzeczywistości te niewielkie góry niczego nie dzielą.



Europa - kiedyś: wspólnota ducha

Wcześniej Europa traktowana była bardziej jako zjawisko cywilizacyjne i kulturowe niż geograficzne. Europę określano jako "Christianitas", cywilizację wyrosłą z łacińskiego chrześcijaństwa, a jej granice zakreślał zasięg gotyckich i barokowych kościołów. Europa to przede wszystkim wspólnota ducha, wspólnota kultury i cywilizacji, której fundamentem jest ewangeliczne przesłanie. Bez tego ożywczego przeżywania wiary w Chrystusa nie wytworzyłyby się zasady oparte o koncepcje godności człowieka jako "obrazu i podobieństwa Bożego". Bez tego religijnego wymiaru nie byłoby tej wspaniałej cywilizacji katedr i kościołów, cywilizacji uniwersytetów, demokracji przedstawicielskiej i praw człowieka, nie byłoby wolności i rozwoju nauki. Bez tego ożywczego przeżywania wiary w Boga nie byłoby nie tylko tej cywilizacji, która nas ukształtowała, ale także na cały świat rozprzestrzeniła te wartości, które czynią go bardziej ludzkim.



Od rewolucji francuskiej do postmodernizmu

Tymczasem dziś jesteśmy świadkami systematycznego rugowania tego dziedzictwa ze świadomości i instytucji europejskich. Proces ten, niestety, ma już długą historię. Posiada też swój wymiar filozoficzny, światopoglądowy, kulturowy, ale także polityczny, prawny i instytucjonalny. Jego etapami były: zbrodnie rewolucji francuskiej, socjalizm i liberalizm, totalitaryzm komunistyczny i hitlerowski, modernizm i postmodernizm oraz jego próba całkowitej dekonstrukcji współczesnego świata.

Współczesny sekularyzm wykorzenia narody europejskie z tradycji, kultury, dziedzictwa i wiary chrześcijańskiej. Sekularyzm dąży do zbudowania Europy przyszłości na zaprzeczaniu jej historycznej tożsamości. Wyrazem tej antychrześcijańskiej fobii jest próba zbudowania nowej tożsamości przy pomocy instytucji Unii Europejskiej zmuszającej narody naszego kontynentu nie tylko do wyrzeczenia się jakiegokolwiek wpływu na społeczną świadomość wartości chrześcijańskich, ale także do aktywnej walki z moralnym i kulturowym dziedzictwem Christianitas.



Jaka tożsamość?

Taki też sens ma traktat lizboński i jego formuła europejskiej tożsamości. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy tylko do czynienia z pominięciem chrześcijańskiej tożsamości narodów w traktatowej próbie ukształtowania nowej formuły europejskiej tożsamości. W rzeczywistości mamy tu do czynienia ze zjawiskiem znacznie szerszym i groźniejszym.

W tej formule, która jest przede wszystkim zdefiniowana w preambule, ale także innych częściach traktatu, zabrakło miejsca nie tylko na odwołanie się do imienia Bożego jako źródła ludzkiej godności i ludzkich praw, ale jakiejkolwiek wzmianki na temat historycznej tożsamości kulturowej oraz religijnej naszego kontynentu. Zabrakło także jakiejkolwiek wzmianki o chrześcijańskich źródłach europejskiej aksjologii.

Poza zestawem norm i wartości traktatowych znalazła się także rodzina i jej prawa. Zamiast praw rodziny i obrony moralności publicznej znalazł się w traktacie koncept "zakazu dyskryminacji" (art. 10 i 19) orientacji seksualnych uderzający w całe moralne dziedzictwo naszego kontynentu.

Preambuła traktatu lizbońskiego jest żywcem przepisana z odrzuconego traktatu konstytucyjnego. Jej znaczenie w kształtowaniu tożsamości Unii Europejskiej ma zasadnicze znaczenie. Określa bowiem nie tylko zestaw norm i wartości konstytutywnych dla kształtowania unijnej aksjologii. Jest przede wszystkim regulatorem interpretacyjnym prawomocności ustawodawstwa unijnego, a także ustawodawstwa państw członkowskich. Biorąc natomiast pod uwagę imperializm interpretacyjny Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, jego orzeczenia ingerują coraz głębiej w charakter stanowienia i stosowania prawa na poziomie narodowym. ETS nie tylko interpretuje prawo, ale także wyznacza standardy, jakie prawo krajowe musi spełniać. Jest to więc naruszenie suwerenności konstytucyjnej państw oraz metoda narzucania państwom członkowskim skrajnie ideologicznych norm prawnych nieuwzględniających wartości kulturowych i konstytucyjnych państw członkowskich.



Rodzina główną ofiarą

Zawarta w preambule traktatu aksjologia jest wyrazem skrajnie liberalnej ideologii niszczącej przede wszystkim podstawową wartość cywilizacji europejskiej, jaką jest pluralizm aksjologiczny narodów naszego kontynentu i ich konstytucji. Wiele bowiem konstytucji europejskich zawiera odniesienia do Boga, do chrześcijańskiego dziedzictwa, a nawet zapisy o religii państwowej.

Natomiast preambuła traktatu lizbońskiego nawiązuje do najbardziej wrogiej dziedzictwu chrześcijańskiemu konstytucji francuskiej i jej zasady laickości państwa. Ta zasada nie jest wspólnym dziedzictwem Europy. Wśród europejskich konstytucji jest w zdecydowanej mniejszości, a pomimo to traktat lizboński, nie szanując faktycznego pluralizmu aksjologicznego w tej kwestii, narzuca jedno skrajne rozwiązanie, jakim jest francuska doktryna konstytucyjna. To jest elementarny brak szacunku nie tylko wobec dziedzictwa i tożsamości Europejczyków, ale także wobec praw państw członkowskich. Doktryna wojującego laicyzmu jako konstytutywna wykładnia tożsamości Unii Europejskiej jest zagrożeniem dla wolności religijnej narodów europejskich. Zagrożenie to pogłębia fakt, iż nie liczy się ona z rzeczywistością historyczną i aksjologiczną współczesnej Europy. Bowiem nie tylko setki milionów Europejczyków wyznają wiarę w Boga, ale fakt ten szanuje wiele konstytucji państw członkowskich. Jest to więc także pogwałcenie doktryn konstytucyjnych innych państw członkowskich.

Brak zapisu - wśród innych określających tożsamość naszego kontynentu - o wartości czy dziedzictwie chrześcijańskim jest czymś więcej niż tylko zwykłym fałszem historycznym, kompromitującym przecież każdą wspólnotę definiującą się za pomocą fałszu. Jest zgodą nie tylko na wyrugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. Jest również konstytucyjnym przyzwoleniem na stosowanie fałszu w doktrynie i praktyce Unii Europejskiej. W rzeczywistości jest to więc gwałt na Europie.



Walka z chrześcijaństwem


Oczywiście ten brak jakiegokolwiek odniesienia do wartości chrześcijańskich ma bardzo praktyczne znaczenie. Oznacza, iż stanowienie prawa, jego interpretacja i stosowanie nie może uwzględniać chrześcijańskiego dziedzictwa moralnego przy orzekaniu prawomocności norm prawa. Najbardziej zagrożoną instytucją traktatowej jurysprudencji jest rodzina. Nie znalazła ona jakiegokolwiek uznania wśród norm i wartości traktatowych, natomiast traktat, nie tylko Karta Praw Podstawowych, chroni "orientacje seksualne", czyli stwarza traktatową ochronę destrukcji moralności publicznej i dyskredytuje rodzinę jako fundament każdego zdrowego społeczeństwa.

Natomiast koncept "zakazu dyskryminacji" orientacji seksualnych pod naciskiem skrajnie liberalnych środowisk doprowadził do niedopuszczenia Rocco Butiglionego do stanowiska komisarza Unii Europejskiej tylko dlatego, że zgodnie z wyznawaną religią uważał homoseksualizm za grzech. Podobnie angielskiej rodzinie odmówiono prawa do adopcji dziecka ze względu na "homofobię", czyli uznanie zgodnie z wyznawaną religią homoseksualizmu za grzech. Zaś parom homoseksualnym przyznano prawo adopcji, nie zważając, że dziecko to nie towar i wychowywane w takim środowisku będzie przedmiotem deprawacji i wykoślawienia w jego rozwoju. Tu widać najwyraźniej przedmiotowe traktowanie dzieci i nieludzki charakter traktatowej "aksjologii". Z kolei szwedzki pastor Ake Green został skazany za nauczanie w kościele chrześcijańskich zasad moralnych. To pierwsze, choć nie jedyne przejawy nowej unijnej "aksjologii" zakazu "dyskryminacji".

Koncept zakazu "dyskryminacji" orientacji seksualnych nie ma nic wspólnego z tolerancją, jest zaś przejawem narastającej nienawiści, nietolerancji i dyskryminacji chrześcijaństwa, jego zasad i wyznawców. W Unii Europejskiej zbudowanej na podstawie traktatu lizbońskiego chrześcijanie będą mogli wyznawać swoją wiarę pod warunkiem jej ocenzurowania, odstąpienia od jej zasad i wartości, w ukryciu, by nie drażnić wojującej "tolerancji".

Koncept "zakazu dyskryminacji" uderza w całe dziedzictwo cywilizacyjne i moralne Europy. Jest to uznanie, że deprawacja i dewiacja są ważniejsze od rodziny. To zakwestionowanie samego sensu istnienia rodziny jako wspólnoty służącej przekazywaniu życia i wychowywaniu młodych pokoleń. To również zakwestionowanie sensu przyszłości Europy, skoro przekazywanie życia i wychowywanie młodych pokoleń traci jakikolwiek sens, i to w sytuacji wymierania Europejczyków...

Jeżeli rodzina traci sens w unijnej doktrynie, a "wartością" stają się demoralizacja, dewiacja, zabijanie dzieci nienarodzonych (uznane za "usługę" medyczną"), mordowanie ludzi starszych i schorowanych, to znaczy, że przed Europą nie ma przyszłości.



Jeżeli rodzina traci sens

Przyszłość to nasze dzieci, nasze wnuki i prawnuki. To dla nich żyjemy, one nadają sens naszym wysiłkom i staraniom. To im staramy się zapewnić bezpieczeństwo i ochronić przed zagrożeniem deprawacją i dewiacjami. Jeżeli rodzina traci sens, a nasze wysiłki dla przyszłości naszych dzieci są także bez sensu, jeżeli w swych "wartościach" Unia mówi, iż tylko uleganie deprawacji ma sens, to znaczy, że taka Unia jest śmiertelnym zagrożeniem dla Europejczyków.

Taki właśnie sens ma odrzucenie chrześcijańskiej tożsamości i moralności z unijnej rzeczywistości. Ta forsowana walka z chrześcijańską tożsamością naszego kontynentu prowadzi do jego wyniszczania. Bowiem w sytuacji zapaści demograficznej, narastającej infiltracji muzułmańskiej oraz dynamizmu gospodarczego innych kontynentów Unia walcząca z jedyną siłą duchową zdolną pchnąć nową energię w ten kontynent wykazuje już nie zanik instynktu samozachowawczego, ale wręcz zachowania samobójcze. Ta walka, którą traktat reformujący sankcjonuje, nadając doktrynie wojującego laicyzmu instytucjonalny charakter, prowadzi do wyniszczenia naszego kontynentu. Bez chrześcijaństwa, bez żywej wiary, kultury, obyczajów i tradycji opartych na wartościach chrześcijańskich, nie istnieje nasza cywilizacja, nie istnieje po prostu Europa.

Czy twórcom traktatu lizbońskiego uda się zbudować Europę antychrześcijańską? Nie, nie uda się. Bowiem bez chrześcijaństwa Europa nie może istnieć. Natomiast traktat wydatnie wzmacnia te czynniki, które niszczą Europę. Nie będzie Europy antychrześcijańskiej. Po prostu może nie być jej wcale.



Marian Piłka, poseł na Sejm I, III, IV i V kadencji, jeden z liderów Prawicy Rzeczypospolitej.

Źródło: "Nasz Dziennik", 1 kwietnia 2008 r.

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach