Publikacje
Marian Piłka: Anarchonacjonalizm
Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z odradzeniem się polskiego patriotyzmu. Po latach zupełnej dekadencji i dominacji mentalności postkomunistycznej, kryzysu narodowej tożsamości i kultury, spadku urodzeń i masowej emigracji, mamy do czynienia z obudzeniem się w młodym pokoleniu potrzeby odbudowy narodowej godności i polityki państwa opartej na narodowym interesie. To dopiero wstępny etap przezwyciężania dotychczasowej dekadencji. Ten proces będzie nabierał dynamiki i siły w miarę wchodzenia w dorosłe życie kolejnych roczników młodego pokolenia.
Dlatego warto zastanowić się nad uwarunkowaniami tego procesu i jego możliwymi konsekwencjami. Bo odrodzenie patriotyzmu bez odpowiedniej formacji intelektualnej i politycznej może mieć także negatywne konsekwencje i prowadzić narodową politykę na manowce. Gdyby nie wybuch konfederacji barskiej, nie byłoby pierwszego rozbioru Polski, a bez Konstytucji 3 Maja Polska dotrwałaby do epoki napoleońskiej i stałaby się jednym z trwałych elementów XIX-wiecznego porządku europejskiego. Gdyby nie wybuchło Powstanie Listopadowe i Królestwo Kongresowe dotrwałoby do wojny krymskiej, to w połowie XIX wieku zaistniałaby szansa na odzyskanie niepodległości obejmującej cały zabór rosyjski. A Powstanie Styczniowe doprowadziło m. in. do zahamowania rozwoju kultury narodowej i do odpolszczenia Kresów Wschodnich. Także Powstanie Warszawskie doprowadziło nie tylko do zniszczenia Warszawy, ale popowstaniowy szok ułatwił sowietyzację Polski. Wszystkie te historyczne wydarzenia były poprzedzone odrodzeniem się patriotyzmu i poczucia narodowej godności. Brakowało jednak formacji intelektualnej i politycznej, która pozwoliłaby na prowadzenie skutecznej i realistycznej polityki narodowego rozwoju. W rezultacie odradzanie się patriotyzmu często prowadziło do narodowych klęsk i nieszczęść.
Od tych wydarzeń wyróżniają się pozytywnie: odzyskanie niepodległości w roku 1918 oraz powstania śląskie i wielkopolskie. One także były wyrazem odradzającego się patriotyzmu, ale takiego, który dzięki intelektualnemu wysiłkowi obozu narodowego doprowadził nie tylko do zorganizowania się polskiego społeczeństwa, ale też do wykrystalizowania się racjonalnej myśli politycznej, definiującej na nowo interes narodowy. Doprowadził do uformowania się autentycznego przywództwa narodowego - zdolnego do poprowadzenia narodowej sprawy na przekór zewnętrznym okolicznościom i wewnętrznym barierom. Myśl polityczną tego okresu charakteryzowało przede wszystkim nowatorskie odczytanie uwarunkowań sprawy polskiej i nowa hierarchia narodowych celów, które nie mieściły się w dotychczasowym postrzeganiu sprawy polskiej. Obóz narodowy już w okresie rewolucji r. 1905 wyłonił z siebie przywództwo zdolne nie tylko do walki o narodowe interesy, ale i do konfrontacji z tradycjonalistycznym modelem patriotyzmu emocjonalnego - wyrażającego się w próbach wywołania rewolucyjnego zrywu. Także w momencie wybuchu I wojny światowej, głównym celem narodowego przywództwa było zapobieżenie wybuchowi antyrosyjskiego powstania, który mógłby zniszczyć szanse wykorzystania wojennej koniunktury do odzyskania niepodległości.
Obok państw zaborczych, głównym przeciwnikiem skutecznej polskiej polityki, a w konsekwencji także obozu narodowego, był wówczas głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze model patriotyzmu emocjonalno-powstańczego. Nie dlatego, że nie doceniano znaczenia wysiłku zbrojnego - bo przecież powstania wielkopolskie i śląskie w znacznej mierze były przygotowane dzięki wysiłkowi obozu narodowego - ale dlatego, że kanonem myślenia ruchu narodowego był priorytet myśli politycznej, z której dopiero wypływała koncepcja działania, a nie ulegania emocjom i dominującym nastrojom.
Obecny proces narodowego przebudzenia jest przede wszystkim następstwem wchodzenia w życie kolejnych roczników wychowanych już w warunkach Polski niepodległej, pokolenia nie zdeformowanego intelektualnie i moralnie przez komunistyczny totalitaryzm. I choć pozostałości komunistycznego zniewolenia w postaci demoralizacji, dekadencji kultury i głębokiego kryzysu patriotyzmu są jeszcze dominujące, to widać wyraźnie w młodym pokoleniu potrzebę narodowej godności, miłości własnego narodu, odradzania się tradycyjnych polskich wartości kulturowych i moralnych i potrzebę polityki opartej o interes narodowy. To zjawisko odradzania się polskiego patriotyzmu, choć napotyka liczne bariery w postaci "pedagogiki wstydu" w dominujących mediach, degradowania narodowej tożsamości poprzez państwową politykę edukacyjną - ograniczająca nauczanie historii i redukującą nauczanie polskiego kanonu literackiego - oraz oficjalną politykę prezydenta promującego zdeformowane koncepcje patriotyzmu pastiszowego, ma dziś przede wszystkim wymiar emocjonalny, wyrażający się w patriotycznych manifestacjach. Brakuje mu jeszcze wymiaru kulturowego, aby stał się dominującą postawą we współczesnej Polsce, jak też wymiaru politycznego.
W ciągu minionych lat III Rzeczpospolitej były już podejmowane próby realizacji polityki narodowej - w działalności Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, ale także w innych partiach. Słabością polityki narodowej w minionych latach był klimat narodowej dekadencji, postkomunistyczna mentalność naszego społeczeństwa, głęboki kompleks wobec Zachodu, nawyki polityki satelickiej, dominacja lewackich mediów. To były społeczne bariery narodowej polityki. Nie zniknęły one jeszcze, ale dziś mamy do czynienia z procesem ich przezwyciężania. Wchodzenie w dorosłe życie kolejnych roczników nie dotkniętych komunistyczną demoralizacją oznacza psychologiczny zwrot w postawie polskiego społeczeństwa i jest zwiastunem zmiany charakteru polskiej polityki.
Dziś zasadniczymi uwarunkowaniami sprawy polskiej, oprócz ww. barier, są: własne niepodległe państwo, społeczno-ekonomiczny kryzys przejawiający się w blokadzie rozwoju młodego pokolenia i skutkujący emigracją i frustracją, dążenia władz Unii Europejskiej do budowy europejskiego superpaństwa i niszczenie cywilizacji chrześcijańskiej. To na te wyzwania musi dziś odpowiedzieć polityka narodowa z prawdziwego zdarzenia. Nie należy jednak mylić narodowej polityki z Ruchem Narodowym. Bowiem ten Ruch to swoista konfederacja środowisk młodzieżowych nawiązujących do tradycji historycznego obozu narodowego. Narodowcami są dla tego środowiska ludzie, którzy sami siebie określają jako endecy. Otóż tego typu definicja byłaby trafna w okresie międzywojennym czy w czasie II wojny światowej, ale ok. 65 lat po praktycznej likwidacji historycznego obozu narodowego taka definicja jest anachroniczna. Dziś takie bezpośrednie nawiązanie to raczej próba budowy jakiejś grupy rekonstrukcyjnej niż ruchu politycznego odpowiadającego na zagrożenia współczesnej Polski.
Współczesna Polska nie jest bowiem prostą kontynuacją Polski międzywojennej. Żyjemy w całkowicie innych uwarunkowaniach i inne są wyzwania, przed którymi stoimy, dlatego rekonstrukcja Ruchu Narodowego jest zjawiskiem anachronicznym i szkodliwym w tym sensie, że historyczne recepty są dziś zupełnie anachroniczne i sprowadzają się bardziej do negatywnych emocji, niż do pozytywnego kształtowania postaw i zachowań społecznych. Zagrażają wykorzystaniem odradzającego się patriotyzmu do polityki, która w swej istocie poza sentymentem historycznym, nie jest wyrazem jakiegokolwiek poważnego wysiłku intelektualnego próbującego zrozumieć współczesne uwarunkowania i wyzwania, a zatem jest tylko emocjonalną reakcją nie wychodzącą zbyt daleko poza dominujące w młodym pokoleniu emocje i frustracje spowodowane blokadą jego normalnego rozwoju. Ten antyintelektualizm - dominujący dziś w młodych środowiskach - jest poważnym zagrożeniem polityki narodowej.
Zasadniczą kwestią życia narodowego jest pozytywny stosunek do własnego państwa. A współcześni Polacy wynieśli silny uraz antypaństwowy z okresu PRL, gdy komunistyczne państwo było instrumentem narodowego zniewolenia. Ten antypaństwowy uraz, także z powodu licznych słabości III RP, jest nadal silnym odruchem społecznym. Ale trzeba jasno stwierdzić, że taka postawa jest patologiczna i nie mogą jej usprawiedliwiać słabości postkomunistycznego państwa. To nie polskie państwo jest przeciwnikiem narodu a kulturowa i moralna dekadencja naszego społeczeństwa. Zasadniczym kierunkiem działania musi być dążenie do unarodowienia państwa i jego polityki, do przezwyciężenia komunistycznych pozostałości w jego funkcjonowaniu i tej dekadencji. Jest to jedyna metoda przezwyciężenia słabości państwa postkomunistycznego i nadania mu charakteru narodowego. Tymczasem we frazeologii i zachowaniach Ruchu Narodowego mamy do czynienia ze swoistą postawą antypaństwową, czego najsilniejszym wyrazem jest hasło Roberta Winnickiego: "obalenia republiki okrągłego stołu". Otóż nie mamy republiki okrągłego stołu. Wolne wybory odbyły się w roku 1991 i od tego czasu mamy do czynienia z demokratycznym państwem, którego słabości wynikają przede wszystkim z kondycji naszego narodu. Wzywanie do obalenia "republiki okrągłego stołu" to jest wezwanie do rewolucji i anarchii. Takie hasło może być nośne w kręgu młodzieży sfrustrowanej brakiem perspektyw życiowych, ale w istocie to hasło skrywa intelektualną pustkę ruchu politycznego, który nie ma nie tylko programu państwowego, jak to państwo unarodowić, ale też żadnych szans powodzenia. Hasło "obalenia" służy więc nie realizacji tak czy inaczej rozumianego interesu narodowego, ale anarchistycznego hałasowania i budzenia antypaństwowych emocji. Państwo staje się w tych hasłach głównym wrogiem narodu. To chora perspektywa, z której nic nie wynika - poza kierowaniem społecznych emocji na jałowy bieg. To naczelne hasło jest więc parą w gwizdek, jest wezwaniem, które w konsekwencji marnuje narodową energię. Ale nawet gdyby to hasło tłumaczyć tylko symbolicznie, to ten radykalizm skrywa intelektualną pustkę, bo żeby "obalić" tę republikę, trzeba wygrać wybory. A żeby wybory wygrać i stworzyć narodową większość, trzeba mieć partnerów do parlamentarnej większości. A tymczasem główny kierunek propagandowego uderzenia RN jest skierowany w stronę PISu, jedynej partii, która wybory może wygrać i odsunąć od władzy PO.
Oczywiście można mieć różne zastrzeżenia do PISu i jego polityki w przeszłości. Sam wielokrotnie krytykowałem tę partię, ale bez udziału PISu nie ma szans na odsunięcie PO od władzy, a dziś odsunięcie tej nihilistycznej partii od rządzenia krajem jest podstawowym warunkiem polityki narodowej. Bez zmiany rządu nie ma szans na prowadzenie polityki narodowej. Zmiana rządu to warunek pierwszy i konieczny ale niewystarczający do unarodowienia państwa i jego polityki. Zdolność narodowego przywództwa to także zdolność hierarchizowania celów i organizowania społecznych sił zdolnych do realizacji przynajmniej części narodowych postulatów. Ale gdy się nie ma programu unarodowienia państwa, to nie jest potrzebne zaplecze do jego realizacji. Przykładem takiego zachowania było żądanie Roberta Winnickiego zwinięcia przez przedstawicieli Prawicy Rzeczpospolitej banerów żądających obrony polskiej waluty i życia. Te banery nawet nie były podpisane przez Prawicę Rzeczpospolitej. Były tylko oznaczone krzyżem jagiellońskim, ale widocznie były to postulaty przez uznane przez Winnickiego za wysuwane przez inne środowisko, dlatego domagał się ich zwinięcia. Takie sekciarskie stanowisko nie buduje narodowego frontu na rzecz tych wartości, a jedynie pokazuje, że mamy tu do czynienia z próbą ich zmonopolizowania i tylko propagandowego ich wykorzystania. To nie jest metoda, którą propagował Dmowski. Do krytykowania wszystkiego i nieponoszenia odpowiedzialności za własną działalność wystarczy tylko obecność na politycznej scenie. Stąd także ta nihilistyczna niechęć do szukania porozumienia z siłami mającymi szanse na stworzenie parlamentarnej większości. Mówienie zaś, że dziś tylko musimy wejść do parlamentu, ale politykę narodową będziemy uprawiać, gdy po latach przekonamy społeczeństwo i uzyskamy większość, to czystej wody narodowy nihilizm. Taka postawa to przejaw myślenia gnostyckiego a nie narodowego. Bowiem życie nie znosi próżni a naród nie żyje poza historią i dlatego politykę narodową należy prowadzić w każdych warunkach a zwłaszcza w tych najtrudniejszych.
Wyrazem tego antypolitycznego nastawienia RN jest także jego pogarda dla myślenia geopolitycznego. A to właśnie wprowadzenie geopolityki do polskiej myśli politycznej jest jedną z największych zasług Narodowej Demokracji. Dziś ta pogarda myślenia geopolitycznego w RN wyraża się przede wszystkim w stosunku do kwestii ukraińskiej i pośrednio wobec Unii Europejskiej. Otóż zasadniczym celem polskiej polityki jest umocnienie tego porządku europejskiego, który wyłonił się po upadku komunizmu. To oznacza przede wszystkim wzmocnienie amerykańskiej obecności w naszej części kontynentu jako gwaranta tego porządku i niedopuszczenie do współpracy rosyjsko-niemieckiej jako podstawowej geopolitycznej konstrukcji w Europie. Wiązaniu Niemiec służy ich obecność w UE, natomiast umocnienie obecnego porządku europejskiego zależy od prozachodniej orientacji państw byłego Związku Sowieckiego. Ich suwerenność blokuje bowiem odbudowę supermocarstwowej pozycji Rosji i tym samym wzmacnia nasze bezpieczeństwo. Dlatego powinniśmy wspierać prozachodnią i desowietyzacyjną politykę na Ukrainie. Problemem jest fakt, że część prozachodnich sił w tym kraju reprezentuje także stanowisko nacjonalistyczne i antypolskie. Ale najważniejsze jest nasze strategiczne bezpieczeństwo. Dlatego, nie lekceważąc charakteru nacjonalizmu ukraińskiego, powinniśmy wspierać prozachodnią orientację naszego kraju. Tymczasem w wypowiedziach liderów RN dominuje postawa wrogości wobec tych ukraińskich aspiracji - spowodowana ich wspieraniem przez nacjonalistyczną Swobodę. Jednak bezpieczeństwo geopolityczne jest nadrzędną kategorią polityki polskiej i choć stosunek do polskiej mniejszości i polskiego dziedzictwa kulturowego jest też bardzo ważny, to geopolityka ma pierwszeństwo w stosunku do innych kwestii. Ponadto rozwiązanie problemów polskiej mniejszości jest bardziej prawdopodobne w warunkach prozachodniego wyboru Ukrainy, niż w przypadku włączenia jej do rosyjskiej strefy wpływów. Dlatego koncentrowanie się dziś wyłącznie na antypolskim wymiarze ukraińskiego nacjonalizmu służy przede wszystkim legitymizacji polityki rosyjskiej w sprawie Ukrainy. Tym bardziej, że ukraiński nacjonalizm będzie coraz bardziej ewoluował w kierunku antyrosyjskości. A w sytuacji ekspansji rosyjskiego imperializmu - dążącego do podporządkowania sobie Ukrainy - przestrzeganie przed rusofobią, jak to czyni jeden z liderów RN Sylwester Chruszcz, jest tylko uwierzytelnianiem rosyjskiej polityki. Dziś się bowiem ważą sprawy naszego bezpieczeństwa strategicznego. I nic nie usprawiedliwiało poparcia dla antyzachodniej polityki prezydenta Janukowicza.
Zasadniczą wagę RN zwraca na kwestię polskiej mniejszości na Wschodzie - jest ona rzeczywiście w oficjalnej polityce państwowej często pomijana i lekceważona. W wypowiedziach niektórych liderów RN pojawiają się jednak przede wszystkim kwestie rewizji granic jako odpowiedź na trudne warunki, w jakich żyje polska mniejszość. Co ciekawe, najmniej zarzutów pojawia się w stosunku do Białorusi, w której polska mniejszość ma bardzo skromne możliwości rozwoju instytucjonalnego. Natomiast najsilniejsze ataki są skierowane w stosunku do Republiki Litewskiej (gdzie polska mniejszość, pomimo różnorakich szykan, ma stosunkowo duże możliwości instytucjonalnej obrony własnych interesów) a ostatnio także w stosunku do Ukrainy. Otóż pomysły, żeby zmieniać granice, to jest metoda nie na poprawienie warunków rozwoju polskiej mniejszości na Wschodzie, ale jest to prowokacja, która na tych państwach wymusza zaostrzenie polityki wobec polskiej mniejszości jako potencjalnej irredendy. Te liczne wypowiedzi dotyczące zmian granic mogą tylko doprowadzić do kolejnej fali depolonizacji kresów. Jedyną realną koncepcją na ochronę praw polskich mniejszości tam jest koncepcja unarodowienia państwa i jego polityki i postawienia problemów Polaków na Wschodzie jako zasadniczych w relacjach z tamtymi państwami. Innej drogi nie ma. Bo zakwestionowanie granic na Wschodzie, co jest możliwe tylko w kooperacji z Rosją, stawiałoby pod znakiem zapytania kwestie nienaruszalności naszych granic zachodnich. A jeżeli Niemcy uznają, że układ granic ukształtowany po II wojnie światowej został zakwestionowany przez jej wschodniego sąsiada, to też być może uznają, że nie ma przeciwwskazań do kwestionowania zachodniej granicy Polski. Tym bardziej, że w Niemczech narasta poczucie własnej krzywdy spowodowanej zmianą granic a zwłaszcza przesiedleniami ludności. A sojuszników w obronie naszej granicy zachodniej nie znajdziemy nigdzie. Dlatego naszą fundamentalną racją stanu, pomimo historycznych sentymentów, jest obrona istniejącego porządku granicznego. Bo jego kwestionowanie dziś służyć może tylko Rosji a w przyszłości także Niemcom. W ten sposób aspiracje RN sprzyjają reaktywacji najgroźniejszej dla Polski konstrukcji geopolitycznej, jaką byłoby ścisłe porozumienie niemiecko-rosyjskie.
RN ogłosił swój start w euro-wyborach. Oznacza to, że ma aspirację kształtowania polskiej polityki europejskiej. Otóż postawa Ruchu wobec Unii Europejskiej nie jest do końca jasna. Niby są przeciwko Unii, a nawet za wystąpieniem Polski z niej, ale z drugiej strony mówią też o walce z brukselską biurokracją, o obronie przed wprowadzeniem euro a przede wszystkim eksploatują poparcie PISu dla traktatu lizbońskiego. Otóż to wszystko jest tylko na poziomie haseł. W przeciwieństwie do Prawicy Rzeczpospolitej, która w roku 2008 przeprowadziła całą kampanię przeciwko ratyfikacji traktatu lizbońskiego i przedstawiła ekonomiczne i prawne możliwości wycofania się z akcesyjnego zobowiązania Polski do likwidacji narodowej waluty a także przedstawiła doktrynę polskiej polityki europejskiej, w przypadku RN mamy do czynienia tylko z hasłami - najczęściej powtarzanymi właśnie za Prawicą Rzeczpospolitej. To znaczy, że RN nie ma rzeczywistego programu polityki europejskiej a hasła powtarzane za innymi są raczej tylko chorągiewkami mającymi zainteresować wyborców, nie zaś przemyślanymi koncepcjami narodowej polityki. Widać to np. w braku refleksji na temat polityki Niemiec w przypadku rozpadu Unii. Podobnie jest w przypadku polityki węgierskiej, gdzie RN wspiera walczącą z premierem Orbanem partię Jobbik, gdy to przede wszystkim ten premier jest dziś naszym głównym sojusznikiem takich zmian konstrukcji Unii Europejskiej, które są zgodne z polskim interesem. Przypomina to zachowanie reprezentantów LPR w parlamencie europejskim, którzy wspólnie z deputowanymi lewicy nie dopuścili do powołania Komisji Europejskiej z udziałem Rocco Buttiglione, tworząc tym samym precedens niedopuszczenia do Komisji polityka o poglądach katolickich. Także nie ma sformułowanej żadnej innej koncepcji dotyczącej charakteru polityki Unii Europejskiej, roli w niej państw naszej części kontynentu, czy obrony cywilizacji chrześcijańskiej. Właściwie mamy do czynienia tylko z postawą negatywną, bo nawet nie ma tu umiejętności imitacji, czy przemyślenia doktryny politycznej Prawicy Rzeczpospolitej, którą jedynie na poziomie niektórych haseł RN naśladuje. A porównywanie się RN do Dmowskiego i jego obecności w Dumie , czy innych polityków narodowych w pozostałych parlamentach państw zaborczych, w sytuacji, gdy Narodowa Demokracja przedstawiła przemyślaną długofalowa politykę narodową, jest tylko megalomanią. Start tego środowiska w tych wyborach robi wrażenie realizacji dewizy życiowej jednego z głównych liderów tego środowiska; " będzie zabawa", tym razem jednak nie na Wyspach Kanaryjskich, ale w Brukseli. I będzie to właśnie ta radykalna zmiana.
Wydaje się, że to PIS jest dla RN wrogiem numer jeden. Wynika to zapewne z faktu, iż to na PIS głosuje znaczna część elektoratu prawicowego i patriotycznego - do którego aspiruje też RN. Ta wrogość pokazuje, że podstawowym motywem postawy liderów tego środowiska nie jest interes narodowy a własny - partyjny. W przeciwnym razie RN starałby się szukać płaszczyzn współpracy z PISem. A nie szuka. Ta antyPiS-owa orientacja charakteru RN ma też wymiar praktyczny – działający niestety na korzyść PO i utrzymania władzy przez ten nihilistyczny obóz. Ja jednak nie neguję prawa RN do istnienia i samodzielnego działania. RN, powtarzając wiele postulatów Prawicy Rzeczpospolitej, może wspierać nasze wysiłki w realizacji programu narodowego - ale w rzeczywistości robi co innego. Demonstrując swoją wolę samodzielności, definiuje ją jednak przede wszystkim w formie wrogości wobec tej partii, bez udziału której nie da się zmienić istniejącego układu rządowego - działa więc tym samym na rzecz jego utrzymania. A narodowy wymiar obecnych wyborów nakazywałby, aby przy zachowaniu swojej tożsamości, RN szukał porozumienia z PISem jako tą partią, bez której nie da się zmienić obecnej władzy. W tej sytuacji ugrupowanie, które odwołuje się do tradycji obozu narodowego a odmawia uczestniczenia w realizacji bieżącego interesu narodowego, choćby tylko cząstkowego, staje się ugrupowaniem przeciwdziałającym realizacji polskiego interesu narodowego i nie zasługuje na miano ugrupowania narodowego. Podobnie, jak „listopadowi” powstańcy, którzy swoje frustracje uznali za ważniejsze, niż możliwości rozwoju naszego narodu w ramach konstytucyjnego Królestwa Kongresowego, tak dziś liderzy RN najwyraźniej uważają za ważniejsze realizowanie swoich interesów partyjnych, niż wspólnego z PISem współdziałania na rzecz przynajmniej częściowej realizacji polityki narodowej.
Ten bunt środowiska RN – bunt młodego pokolenia, pomimo jego ewidentnie socjalnego zniecierpliwienia przybiera wyraz buntu nacjonalistycznego. Ale nie jest to nacjonalizm uniwersalistyczny - oparty, jak mówi Marek Jurek, na etyce i honorze, a nacjonalizm roszczeniowy i pokoleniowy. Bo w przeciwieństwie do dawnego obozu narodowego, który zawsze charakteryzował solidaryzm pokoleń, w RN mamy do czynienia tylko z solidaryzmem symbolicznym - z pokoleniem żołnierzy NSZ i „wyklętych”, czyli pokolenia, które praktycznie już odeszło na wieczną wartę. Mamy do czynienia z pokoleniową formułą ruchu politycznego, który nie widzi dla siebie żadnej możliwości realizacji egzystencjalnych potrzeb, pokolenia wypychanego na emigrację i rozładowującego swoją frustrację w manifestacjach o patriotycznym charakterze. Ale nie jest to formuła, w jakiej może się przejawiać współczesny obóz narodowy - rozumiany jako propozycja narodowego przywództwa. Już Dmowski przestrzegał przed skłonnością młodego pokolenia do polityki emocjonalnej i występował przeciwko „polityce młodzieżowej”. Bo jedyne, co do tej pory RN ma dla tego pokolenia, to nie realizacja narodowej polityki, a tylko rozładowanie egzystencjalnej frustracji w masowych protestach. To zaprzeczenie samej istoty obozu narodowego. To co wnosi RN w polskie życie polityczne, to nie tradycja narodowo-demokratycznej szkoły politycznego myślenia, ale połączenie nacjonalistycznej frazeologii z frustracją społeczną - zorientowane przeciwko własnemu państwu. I w tym są wierni tradycji narodowego radykalizmu z drugiej połowy lat 30-tych ub. wieku.
Dziś jednak nie ma w Polsce istotnych mniejszości narodowych, więc cały impet ich frustracji kieruje się przeciwko państwu, które jeszcze nie otrząsnęło się w pełni ze swych słabości i komunistycznego dziedzictwa. To pokolenie młodzieży zachowuje antypaństwowy uraz, jaki Polacy wynieśli z czasów komunistycznych a sam RN nie jest zdolny do sformułowania alternatywy wobec tej zrozumiałej społecznej frustracji i do nadania jej kształtu narodowej i państwowej polityki. Dlatego przybiera charakter ruchu anarcho-nacjonalistycznego, kontestacyjnego, w istocie nie biorącego odpowiedzialności za przyszłość narodu a jedynie ograniczającego się do dość jałowych protestów. Jest to formuła ruchu marnującego narodową energię w jałowej kontestacji. Tak jak w przeszłości, dziś także - wzorem Romana Dmowskiego – trzeba więc stoczyć spór z tą emocjonalno-anarchistyczną wizją polskiego patriotyzmu i ten spór wygrać - w imię realizacji polskich interesów.
Marian Piłka
historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej