Publikacje
Marian Piłka: W stronę centrum
Jednym z centralnych celów europejskiej polityki Donalda Tuska jest dążenie do uczynienia Polski najbardziej europejskim państwem i wprowadzenie jej do twardego centrum europejskiej polityki. Jego działaniami kieruje paniczny strach przed Europą „dwóch prędkości’ w której Polska znalazłaby się na marginesie europejskiej integracji. Dlatego też, pomimo że nasz kraj ma wiele wspólnych interesów z Wilk. Brytanią, to zasadnicza orientacja polityki Tuska ma charakter niemiecki. Niemcy bowiem są promotorami jeszcze głębszej integracji, budując tym samym własną hegemonię. Tusk pragnie być „prymusem Europy” i stąd bezkrytycznie wspiera wysiłki budowy niemieckiej Europy. To nie tylko kwestia likwidacji waluty narodowej i przyjęcia euro, gwarantujące Niemcom nie tylko gospodarczą hegemonię. To także wsparcie niemieckiej kanclerz w jej wysiłkach w podporządkowaniu całej Unii dyrektywom politycznym z Berlina. Polityka Tuska wynika z jego kompleksów naszej peryferyjności cywilizacyjnej i ekonomicznej i przekonania, że tylko przyspawanie Polski do niemieckiego rydwanu pozwoli nam się wyzwolić z tej ekonomicznej i cywilizacyjnej peryferyjności.
Otóż rzeczywiście nasza cywilizacyjna i ekonomiczna peryferyjność jest nie tylko jednym z najważniejszych wyzwań polskiej polityki obecnie, ale była zasadniczym problemem w czasie prawie całej ponad tysiącletniej historii. Peryferyjność naszego położenia geograficznego w Europie powodowała nie tylko nasze zapóźnienie ekonomiczne, ale także powodowała peryferyjność naszej kultury i przez wiele stuleci wpływała na naszą podrzędność polityczną. I pomimo czasem wielkich i wspaniałych osiągnięć kulturowych czy też decydującego wpływu na kluczowe wydarzenia określające europejską rzeczywistość, to peryferyjność, zwłaszcza ekonomiczna, jest najbardziej degradującym czynnikiem określającym nasze miejsce w Europie. Jedynie w drugiej połowie XIV wieku, po wielkiej epidemii, która spustoszyła zachodnią Europę i w wieku XV, można mówić o uczestnictwie Polski w centralnych europejskich procesach gospodarczych. Nie tylko na równych prawach, ale też można twierdzić, że należeliśmy wówczas do centrum gospodarczego naszego kontynentu. Ale już w XV wieku, wraz z tworzeniem się gospodarki folwarcznej, a proces ten wyraźnie nasilił się w następnym, naszym "złotym wieku", rozpoczęła się peryferyzacja naszej gospodarki. Wówczas wyodrębniły się regiony będące motorem rozwoju gospodarczego oraz, co może jeszcze ważniejsze, ustalały reguły funkcjonowania gospodarki, zaś Polska i inne kraje tej części Europy spadły do roli zaplecza surowcowo - rolnego w ówczesnym międzynarodowym podziale pracy i ekonomicznych korzyści. Polscy historycy opisują dokładnie rozwój tego typu gospodarki i jej podrzędno-komplementarne znaczenie dla gospodarki ówcześnie najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich. To tam rozwijały się nie tylko najbardziej nowoczesne metody produkcji, ale przede wszystkim najbardziej dochodowe, pozwalające na znacznie większą akumulację kapitału niż w gospodarkach rolno - surowcowych. Spychanie do innych krajów mniej dochodowych gałęzi prowadziło nie tylko do ich zubożenia, ale także tworzyło mechanizmy do utrwalania zależności i uniemożliwiały rozwój bardziej nowoczesnych i zyskownych branż. Ówczesne centra gospodarcze swą dominującą pozycje zawdzięczały z jednej strony nowocześniejszym metodom produkcji stosowanym w Zachodniej Europie, z drugiej zaś narzucaniu niekorzystnych dla gospodarek rolno-surowcowych reguł handlowych, ułatwiających przechwytywanie przeważającej części zysków. Ten model relacji gospodarczych pomiędzy centrum procesów gospodarczych, a powstającymi peryferiami, umacniał proces tworzenia się takiej struktury społecznej w Polsce, która stała na straży podrzędności we wzajemnych relacjach gospodarczych.
Procesy te, wraz z rozwojem gospodarki folwarcznej, uległy wyraźnej intensyfikacji w następnych wiekach. W okresie późniejszym charakter naszego uprzemysłowienia umacniał tą peryferyjną pozycję naszej gospodarki, tak że do tej pory Polsce nie udało się wyrwać z tego typu podrzędnej ekonomicznej pozycji naszej gospodarki w stosunku do rozwiniętego ekonomicznie Zachodu Europy. Wszelkie innowacje gospodarcze, nowe techniki produkcji, nowe metody obrotu gospodarczego, reguły współpracy gospodarczej, przynoszące największe zyski, rozwijały się na Zachodzie Europy, a później w Stanach Zjednoczonych, natomiast w Polsce wszelkie procesy gospodarcze były wtórne i późniejsze wobec tych, które miały miejsce w najbardziej rozwiniętych krajach zachodnich. Tak też było z uprzemysłowieniem w XIX wieku, tak niestety jest także i dziś w czasie modernizacji polskiej gospodarki w ramach Unii Europejskiej.
Bardzo korzystne w analizie naszego miejsca w świecie czy europejskim podziale pracy są dystynkcje zaproponowane przez amerykańskiego socjologa i geopolityka Imannuela Wallersteina dotyczące mechanizmów rozwoju gospodarczego wraz z jego propozycjami definicji centrum, peryferi i półperyferi w gospodarce światowej. W ramach takiego postrzegania rzeczywistości gospodarczej, ekonomiczne zacofanie nie jest tylko zapóźnieniem w rozwoju, ale jest także wynikiem nierównoprawnych relacji pomiędzy centrum gospodarczym a jego peryferiami. Wyrazem tej nierówności jest zdolność ustanawiania w centrum reguł działalności gospodarczej. Jedną z konsekwencji tych reguł jest systematyczne przesuwanie z centrum na peryferie tych gałęzi gospodarczych, w których akumulacja kapitału jest coraz mniejsza. Dzięki niższym kosztom produkcji w krajach peryferyjnych, zwłaszcza niższym płacom, inwestorzy z gospodarek centralnych są w stanie utrzymać własne dochody, które najczęściej są inwestowane w bardziej nowocześniejsze branże w krajach centrum. Ale ten proces, nawet jeśli prowadzi do tworzenia nowych miejsc oraz względnego awansu technologicznego w porównaniu z poprzednim stanem gospodarki, to jednak nadal reprodukuje nierówności pomiędzy centrum a peryferiami. Charakterystycznym rysem tego "nowoczesnego" transferu zysków jest bardzo wysoki wkład importu w eksportowanych produktach. W wyniku tego procesu, pomimo że wzrasta potencjał wytwórczy peryferyjnej gospodarki, to nie tylko utrzymuje się deficyt handlowy, ale przede wszystkim krajowa akumulacja kapitału jest niewystarczająca, aby rozwinąć najnowocześniejsze gałęzie o największej zyskowności, a co więcej, jest ona najczęściej transferowana do krajów pochodzenia tych inwestycji. Charakterystycznym rysem współczesnych gospodarek peryferyjnych jest dominująca rola kapitału finansowego o spekulacyjnym charakterze, a nie przedsiębiorczość produkcyjna najbardziej innowacyjnych produktów przynoszących najwyższą stopę zwrotu. Utrzymanie tej dominującej pozycji służy np. restrykcyjna polityka finansowa pozwalająca na wytransferowanie zysków z gospodarek peryferyjnych . Wallerstein uważa , że jest możliwy awans z pozycji peryferii do centrum procesów gospodarczych, a zwłaszcza z pozycji półperyferyjnej. Twierdzi on, że proces ten wymaga zakwestionowania całej logiki ekonomicznej integracji i opartej na nierównoprawnej wymianie oraz na przezwyciężeniu struktur społecznych w peryferyjnych i pólperyferyjnych społeczeństwach stojących, tak jak niegdyś szlachta folwarczna, na straży peryferyjnego modelu rozwoju gospodarczego.
Podział na centrum i peryferie i naszego w nim umiejscowienia nie zmienia także proces integracji europejskiej. Co więcej, w początkowym okresie tej integracji mieliśmy do czynienia nawet z procesami dezindustrializacyjnymi. Traktat stowarzyszeniowy Polski z Unią Europejską dał zdecydowane preferencje kapitałowi obcemu nawet w tych dziedzinach, w których rodzimy kapitał byłby zdolny do szybkiej akumulacji kapitału (handel), a stosunki handlowe określają najbardziej miejsce każdego kraju w międzynarodowym podziale pracy i zysków. Polityka finansowa zaś umożliwia wytransferowanie znacznych kapitałów.
W procesie integracji nie zadbano więc o ochronę i stymulowanie rozwoju rodzimego kapitału. Także traktat lizboński ma na celu polityczne usankcjonowanie podziału na centrum i peryferie, tym razem w ramach Unii Europejskiej, bowiem przyjęte zasady podejmowania decyzji większościowych umożliwia podejmowanie decyzji w ramach "starej" piętnastki z pominięciem 12 nowych państw unijnych. W sposób szczególnie jaskrawy ten traktat zredukował pozycję Polski w podejmowaniu unijnych decyzji. Jak wiadomo potrzeby rozwojowe nowych państw są inne niż potrzeby najbardziej rozwiniętych gospodarek unijnych. Dlatego sposób podejmowania decyzji ma swoje konsekwencje zarówno budżetowe, jaki i te dotyczące dalszego rozwoju. Nam ten traktat utrudni proces ekonomicznego awansu do poziomu gospodarek centralnych.
Reprodukcja w warunkach integracji podziału na centrum i peryferie, czy też nawet awans na pozycję półperyferii, w porównaniu z poprzednimi pozycjami nie zmienia faktu podrzędności naszej gospodarki w porównaniu z gospodarką zachodnioeuropejską. Świadczy o tym choćby fakt, że w czasie, gdy wydajność pracy w Polsce osiągnęła poziom 50%, wydajności unijnej to poziom płac pozostał na poziomie 20%.
Dla Polski oczywiście są bardzo ważne inwestycje zagraniczne. W sytuacji dużego bezrobocia tworzenie nowych miejsc pracy musi być priorytetem. Nie zmienia to faktu, że mamy tu do czynienia z przesunięciem do naszej części Europy znacznie mniej rentownych gałęzi przemysłu ze znacznie słabiej opłacanymi pracownikami; także wartość dodana wraca do kraju macierzystego. Szczególną rolę w wzmacnianiu naszej peryferyjności miała ideologia "inwestora strategicznego". Zamiast budować silne krajowe podmioty, nawet o rozproszonym kapitale, oddawano zagranicznym inwestorom zasadnicze, dla dalszego rozwoju gospodarczego, przedsiębiorstwa, które były często redukowane, bądź do kanałów dystrybucyjnych, bądź zadawalały się jedynie udziałem w rynku, zaś budowanie infrastruktury przedsiębiorstw w postaci ośrodków badawczych czy kształcenie personelu zarządzającego pozostawało w gestii central zagranicznych. Stąd między innymi tak niskie nakłady na badania i rozwój, które w krajach gospodarczego centrum są w przeważającej mierze finansowane przez rodzime koncerny. Ta degradacja przedsiębiorstw z inwestorami "strategicznymi" wydatnie umocniła peryferyjność naszej gospodarki, utrudniając tym samym normalny rynkowy rozwój przedsiębiorstwa. Szczególną rolę w przechwytywaniu wartości dodatkowej spełnia handel w znacznej mierze opanowany przez obcy kapitał. W znacznym stopniu Polska była redukowana przez inwestorów "strategicznych" do roli rynku zbytu. Taka struktura handlu nie tylko utrudnia budowę rodzimego kapitału, ale jest jedną z ważniejszych barier w awansie w strukturze podziału pracy z półperyferi do ekonomicznego centrum.
Także polityka Komisji Europejskiej i dominujących państw zmierza do zasadniczej zmiany charakteru budżetu i funduszy strukturalnych w kierunku ich zmniejszenia i przesunięcia z tych dziedzin, w których polskie potrzeby są największe (rolnictwo i infrastrukura) na te dziedziny, w których ze względu na nasz poziom zaawansowania nie będziemy w stanie z nich w pełni korzystać. Nowy sposób podejmowania decyzji utwierdza podrzędną pozycję naszego kraju w strukturze gospodarki unijnej.
W naszej ocenie procesów gospodarczych dominuje kwestia tempa wzrostu gospodarczego. Jest ona zasadnicza dla przyszłości naszego kraju, ale jest niewystarczającym kryterium dla stworzenia podstaw długotrwałego rozwoju i dla awansu ekonomicznego naszego kraju, bowiem inwestycje zagraniczne z tak wysokim wkładem importu utrudniają akumulację krajowego kapitału. Także często prowadzą do ograniczenia, bądź nawet wyeliminowania, rodzimych procesów gospodarczych. Podmioty krajowe spotkały się bowiem z miażdżącą konkurencją, uniemożliwiającą im często normalny rynkowy rozwój. Krajowe podmioty nie tylko walczą o zysk i udział w rynku, ale są bardziej zainteresowane we własnej, także zagranicznej ekspansji, a jednocześnie budują swoją infrastrukturę, nie tylko dystrybucyjną, ale także inwestują w badania, powiększają wiedzę i umiejętności kadry zarządzającej. Tym samym budują silną warstwę rodzimych przedsiębiorców i menadżerów. Natomiast w rezultacie dominacji kapitału zewnętrznego mamy do czynienia z procesem rozwoju takiej struktury społecznej, która, jak niegdyś szlachta folwarczna, jest zainteresowana w utrzymaniu tego modelu naszej gospodarki. Chodzi tu nie tylko o powstanie spekulacyjnej finansjery, ale także cały szereg rozwiązań instytucjonalnych i politycznych uderzających w rynkowy rozwój polskiej gospodarki. Przykładem może tu być choćby rozdzielenie polityki pieniężnej od kwestii wzrostu gospodarczego czy decyzje Trybunału Konstytucyjnego blokujące produkcję biopaliw.
Obserwując polską politykę gospodarczą należy stwierdzić, że jej zasadnicza orientacja jest błędna. Nie chodzi tu o negowanie potrzeb inwestycji zagranicznych. Wprost przeciwnie - likwidacja bezrobocia musi być podstawowym celem każdej polityki rozwoju. Należy jednak zmienić logikę polityki gospodarczej. Zasadnicza wada naszej gospodarki polega na jej peryferyjności wobec centralnych procesów gospodarczych. Dlatego zasadniczym jej celem musi być taka przebudowa, aby w możliwie jak najkrótszym czasie jej struktura, poziom technologiczny, poziom akumulacji kapitału, struktura właścicielska i struktura społeczna, zbliżyły się do poziomu gospodarek centralnych. Oczywiście o gospodarkach centralnych możemy mówić w sensie węższym i takim są gospodarki amerykańska, niemiecka, japońska, chińska, indyjska, w przyszłości prawdopodobnie brazylijska, które samodzielnie ustalają reguły współpracy gospodarczej. Ale też możemy mówić o gospodarce centralnej w sensie szerszym, to jest korzystającej z dobrodziejstw rozwoju najnowocześniejszych gospodarek świata. Dotychczasowa polityka gospodarcza w zasadzie prowadzi do rozwoju w ramach dotychczasowego usytuowania w międzynarodowym podziale pracy. Polsce potrzebna jest bardziej ambitna polityka gospodarcza, potrzebna jest strategia awansu nie w ramach dotychczasowego usytuowania, ale strategia przezwyciężania naszej peryferyjności. Pierwszy zasadniczy cel tej polityki to budowa i pomoc w rozwoju własnej rodzimej warstwy przedsiębiorców, zdolnych do szybkiej akumulacji kapitału i do inwestowania w najnowocześniejsze gałęzie przemysłu. Polska przedsiębiorczość opierać się powinna przede wszystkim na rozwoju przemysłu, a nie na kompradorskiej obsłudze kapitału obcego i finansowych spekulacjach. Integracyjny model rozwoju w znacznym stopniu utrudnia rodzimemu kapitałowi inwestowanie w najbardziej dochodowe gałęzie polskiej gospodarki (handel, bankowość). Bez zdominowania procesów gospodarczych przez rodzimy kapitał trudno marzyć o stworzeniu podstaw pod awans naszej gospodarki w strukturze gospodarki światowej. Uzupełnieniem tej polityki jest kwestia utrzymania i rozwinięcia tych mechanizmów polityki gospodarczej, które wymuszają inwestycje w naszym kraju. Stąd pomysł wpuszczenia towarzystw emerytalnych poza granice jest nie tylko narażaniem przyszłości emerytów, ale także sabotażem naszego rozwoju.
Polityka ta powinna promować powstawanie wielkich polskich organizacji gospodarczych, zdolnych do konkurencji z wielkimi zagranicznymi podmiotami. Także polityka prywatyzacyjna powinna uwzględniać postulat budowy silnej polskiej warstwy przedsiębiorców. Trzeba zerwać z ideologią inwestora "strategicznego" i postawić raczej na akcjonariat rozproszony. Dziś gorąco dyskutowanym tematem, który pozornie zmierza w kierunku rozwiązań tu proponowanych, jest postulat „udomowienia” banków. System finansowy, media i handel to kluczowe dla suwerenności państwowej dziedziny. Ale dziś mamy do czynienia ze zjawiskiem zarażenia systemu bankowego toksycznymi pozabilansowymi aktywami. Dlatego zamiast polityki wykupu zagranicznych banków, państwo polskie powinno wspierać przejmowanie ich klientów przez polskie banki, wspierając je kapitałowo. Bo koncepcja „udomowienia” może okazać się próbą sprzedania toksycznych aktywów i uzyskania przez zagranicznych właścicieli wysokiego haraczu za aktywa śmieciowe. Przykład przejęcia PZU, który właścicielowi poprzedniemu dał 30% roczną stopę zwrotu, powinien być ostrzeżeniem przed naiwną koncepcją „udomowienia”. Drugim fundamentalnym kierunkiem naszej polityki jest utrzymanie suwerenności monetarnej, a w konsekwencji także suwerenności polityki finansowej. Bez niej będzie o wiele trudniej prowadzić politykę awansu gospodarczego, a likwidacja waluty narodowej przypieczętuje nasz podrzędny statut w gospodarce europejskiej. Następną kwestią jest potrzeba zupełnego przemodelowania polityki naukowej i polityki w stosunku do szkolnictwa wyższego, bowiem obie dziedziny jak w soczewce odzwierciedlają nasz półperyferyjny status. Bez wyraźnego wzmocnienia badań naukowych stworzenie nowoczesnych zakładów badawczych i stworzenie mechanizmów kontroli wyników i konkurencji wraz z przeforsowaniem profilu studiów wyższych na studia politechniczne, nie będziemy w stanie zapewnić wewnętrznych źródeł ekonomicznego awansu. Tylko przedsiębiorstwa rodzime są zainteresowane w badaniach naukowych, a bez nich nie da się zbudować efektywnego polskiego zaplecza naukowego. Także obniżenie kosztów transakcyjnych ma zasadnicze znaczenie dla zdynamizowania rodzimych procesów gospodarczych.
Przezwyciężenie peryferyjności naszej gospodarki, a w konsekwencji również naszej pozycji społecznej, kulturalnej i politycznej we współczesnym świecie będzie procesem długim, wymagającym konsekwencji, determinacji i trwałego wysiłku. Wysiłku zarówno w zakresie wewnętrznej polityki gospodarczej, jak też przeciwstawienie się tym siłom we współczesnym świecie, zwłaszcza w Unii Europejskiej, dążących do utrwalenia naszej podrzędnej wobec nich pozycji. Nie możemy zadawalać się jedynie bezwzględną poprawą naszej sytuacji ekonomicznej względem sytuacji poprzedniej. Powinniśmy podjąć wysiłek wyrwania się z tej peryferyjnej pozycji, która była przez większość naszej historii zmorą naszego narodowego losu i jest nią nadal. Nie lekceważąc barier zewnętrznych naszej pozycji trzeba stwierdzić, iż główną barierą w naszej pozycji jesteśmy my sami. Są to nasze przyzwyczajenia, nasza polityka, kryzys patriotyzmu i rezygnacja z jakiegokolwiek suwerenności polskiej polityki gospodarczej, nasz brak ambicji i interesy wewnętrznych grup zainteresowanych w utrzymaniu status quo. Jedną z barier jest brak samodzielności w naszej europejskiej polityce i koncepcja przyspawania ekonomicznego i politycznego Polski do niemieckiego rydwanu. Zmiana naszego statusu, naszej pozycji, choć trudna, nie jest niemożliwa. Udało się to wielu narodom. Nam też to się może udać.