Publikacje

21.11.2012 | autor: Ryszard Frączek

Ryszard Frączek - Opowieść o „biskupie tułaczu”

Biskup Gawlina zakłada cmentarze na Monte Ciasno i Loretto. Dba aby w podziemiach Bazyliki Św. Piotra wybudowano kaplicę polską. Nigdy nie będzie dane mu wrócić do Polski. Biskup polowy wędruje po świecie. Odwiedza skupiska Polaków. Tworzy polskie misje katolickie w Argentynie, Brazylii, Chile, Australii, Tanzanii, RPA, Danii, Hiszpanii, Luksemburgu, Szwajcarii, Holandii i Szwecji – opisuje powojenne lata arcybiskupa Gawliny Ryszard Frączek.



Zbliżała się północ jest 21 września 1964. Arcybiskup Józef Gawlina siedział w fotelu w swoim pokoju w Rzymie. Następnego dnia miał mieć przemówienie podczas trwających obrad III Sesji Soboru Watykańskiego II. Biskup otworzył brewiarz, zatrzymał się na Psalmie 60. wersecie 4. „bo Ty jesteś dla mnie obroną, wieżą warowną przeciwko wrogowi”. Ten fragment wybrał za motto swego biskupiego posługiwania. Był przygotowany na śmierć. O czym myślał? Może po raz kolejny wracał do Strzybnika, wspominając matkę, która przed jego narodzeniem musiała uciekać z palącego się rodzinnego domu? „Przyszedłem na świat w obcym domu” – uśmiechał się wtedy – „Będę musiał się bardzo wiele tułać”.



Wrócił do pracy. Mowy nie dokończył. Zasłabł. Po chwili przestało bić serce wielkiego skromnego Polaka, syna raciborskiej ziemi, który w wrześniu 1939 r. przedzierał się przez Rumunię, Węgry, unikając obławy rosyjskich czelistów i gestapo dotarł do Rzymu. I stało się to, czego najbardziej Sowieci i Niemcy się obawiali. Dotarł do Rzymu. W dniu 5 października papież Piusa XII przedłużył mu jurysdykcje biskupa polowego, co pośrednio oznaczało uznanie ciągłości państwa polskiego i jego armii. Polska żyje.





Pod sercem matki







Urodził się 18. listopada 1892 roku w rodzinie Franciszka i Joanny, z domu Banaś. Rodzice posiadali pięciohektarowe gospodarstwo rolne, prowadzili wiejską gospodę. Kiedy Joanna nosiła Józefa pod sercem, Gawlinów spotkała tragedia. Pożar strawił dom i gospodarstwo. Wkrótce w izbie życzliwych sąsiadów przyszedł na świat Józef Feliks. Rodzice poświęcili syna św. Józefowi, aby towarzyszył mu na drogach jego życia. Chrzest odbył sięw Rudniku, w zaadaptowanej na ten cel stodole z uwagi, że dotychczasowy drewniany kościółek został rozebrany, a nowy był jeszcze w trakcie budowy. Tak zaczęła się wędrówka Józefa Feliksa Gawliny, „Biskupa-Tułacza” jak nazwał Gawlinę Jan Paweł II. Dzieciństwo chłopiec spędził w Strzybniku wraz z rodzeństwem – bratem Leonem i siostrami: Heleną i Teką.







Dawny powiat raciborski był enklawą polskości. Toteż i w rodzinie Gawlinów czytano, modlono się i dbano o tradycję polską. Modlitewnik był pierwszą książką, z której młody Józef uczył się czytać. Matka, kobieta wrażliwa, i dobrotliwa dopilnowała, aby dzieci czytały i pisały w obu językach: polskim i niemieckim. Szkołę elementarną Józek ukończył w Rudniku.







Wilczy bilet







Dalszą naukę młody Gawlina rozpoczął w Królewskim Ewangelickim Gimnazjum w Raciborzu (obecnie I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza), mieszksjąc na stancji u Państwa Kowaczków. W szkole związał się z kółkiem Polaków, zaprzyjaźniając się z Alfonsem Zgrzebniokiem, w przyszłości jednym z dowódców III Powstania Śląskiego i wicewojewodą białostockim. W kościele WNMP Józef w dniu 5. maja 1905 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk kardynała Jerzego Koppa. Bardzo duży wpływ na młodzieńca miał ks. dr Stefan Siwiec nauczyciel języka polskiego. Działalność propolska nie podobała się władzom niemieckim, która wiedziała o tajnych wyjazdach do Krakowa, spotkaniach. Wielokrotnie kontrolowała stancję u Kowaczków. Podczas jednej z rewizji znaleziono książki polskie. Gawlina z „wilczym biletem” został usunięty z gimnazjum tuż przed maturą. W tym czasie umiera ojciec Franciszek, człowiek niezwykle prawy. Cały ciężar wychowania bierze na siebie matka. Pozostaje sama z czwórką dzieci. Po wielokrotnych próbach, umieszcza syna w gimnazjum w Rybniku. Józef nie tylko jest nadal wierny swoim przekonaniom, ale zostaje przewodniczącym polskiego kółka i zdaje maturę z bardzo dobrymi wynikami.



Grenadier







To nie było zaskoczenie. Po maturze już w marcu 1914 r. Józef zapisuje się na studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Wybucha wojna. Latem 1914 roku zostaje powołany do 11. pułku grenadierów armii pruskiej. 3. kwietnia 1915 roku zostaje skierowany na front francuski. Dwukrotnie ranny, w listopadzie wraca do Wrocławia, gdzie po okresie rekonwalescencji kontynuuje studia. Kiedy w 1917 r. przygotowuje się do pierwszych świeceń, dwa dni przed ważnym wydarzeniem zostaje ponownie wcielony do armii niemieckiej. W czerwcu Gawlina przywdziany w cytrynowy mundur i korkowy hełm rusza pociągiem na bliski wschód. W Opolu żegna go matka, wraz z bratem Leonem, z którym jest to ostatnie spotkanie ziemskie. Trzy lata później Leon umiera. Młody Gawlina walczy w Turcji. Rok później, w bitwie pod Damaszkiem trafia do niewoli angielskiej.







Wśród swoich







Po roku wraca do Wrocławia. 19. czerwca 1921 roku, z rąk kard. Adolfa Bertrama otrzymuje święcenia kapłańskie. Pierwszymi placówkami młodego kapłana są Dębieńsko w powiecie rybnickim, a rok później Tychy. W lipcu 1924 roku zostaje sekretarzem generalnym Ligi Katolickiej Administracji Apostolskiej Górnego Śląska. Wkrótce jako redaktor naczelny kieruje Gościem Niedzielnym. W roku 1927 prymas August Hlond powierza mu zorganizowanie w Warszawie Katolickiej Agencji Prasowej. Związki, już prałata, z ziemią raciborską są bardzo żywe. W 1929 r. r. zostaje kuratorem powstającej prowincji Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Brzeziu n/Odrą. 21. lipca 1931 zostaje proboszczem parafii św. Barbary w Królewskiej Hucie. Tu daje się poznać jako świetny organizator. Zakłada Caritas, ochronkę dla dzieci, kuchnię ludową. 14. lutego 1933 roku zostaje mianowany, za wskazaniem przez Marszałka Józefa Piłsudskiego, biskupem polowym Wojska Polskiego. Sakrę biskupią otrzymał 19. marca 1933 roku w Królewskiej Hucie (dziś Chorzów) z rąk kard. Augusta Hlonda. Wkrótce wydaje modlitewnik żołnierski, wzdłuż granicy węgierskiej buduje 60. kościołów. Przemawia na pogrzebach Marszałka Józefa Piłsudskiego w 1935 roku i Wojciecha Korfantego w 1939 roku w Katowicach.







Wybucha II wojna światowa. Biskup polowy kieruje do żołnierzy list pasterki: „Wróg narzucił nam wojnę… Chce poniżyć naszą najukochańszą ojczyznę… Bądźcie godnymi bojownikami Boga i Polski”.







W nocy z 6. na 7. września 1939 roku, na polecenie naczelnych władz WP, bp. Gawlina opuszcza Warszawę. Ranny podczas bombardowania w Łucku, przedziera się na południe i w dniu 18. września przekracza granicę polsko-rumuńską. Dwa tygodnie później przybywa do Rzymu. Już 18. października w Paryżu podejmuje obowiązki biskupa polowego Wojsk Polskich, bierze czynny udział w organizacji Wojska Polskiego we Francji. 21. grudnia 1939 roku prezydent Raczkiewicz mianuje Gawlinę członkiem I Rady Narodowej RP.

Szlakiem generała Andersa







Na wieść, że gen. Władysław Anders tworzy Polską Armię, 19. kwietnia 1942 roku biskup polowy przekracza granicę ZSRR i wizytuje oddziały Armii Polskiej, w Uzbekistanie, Tadżykistanie, Kirgistanie i Kazachstanie. Przez Irak i Iran, wędruje z żołnierzami do Jerozolimy.



16. sierpnia 1943 gen. Gawlina celebrował mszę żałobną na pogrzebie W. Sikorskiego w Newark. 15. lutego 1943 wyrusza w podróż do USA, gdzie spotyka się z prezydentem Franklinem D. Rooseveltem. Jednak cel wyjazdu do Ameryki był zgoła inny. Organizuje pomoc dla dzieci polskich znajdujących się w ZSRR.







Biskup Polowy wraca do swoich żołnierzy. Bierze udział w kampanii włoskiej, w bitwie pod Monte Cassino, gdzie pełni funkcję kapelana liniowego. Jeden z uczestników, Stanisław Piekut, tak wspomina swojego biskupa: W pobliżu Fermo, w Marchii, gdzie 3. dywizja posuwała się ustawicznym marszem w stronę Ankony, wypychając nieprzyjaciela na północ, padł od wybuchu miny ks. Stanisław Targosz. Po odprawieniu nabożeństwa, zwłoki, niesione na barkach żołnierzy, zostały czasowo pochowane na tamtejszym cmentarzu. I wtedy właśnie, jak nigdy przedtem ani później, widziałem ks. Gawlinę w roli biskupa polowego. Ten kaznodzieja, który zwyczajnie ważył każde słowo, wyrębywał je jak węgiel z rodzinnej ziemi śląskiej, tym razem mówił spontanicznie i ze łzami w oczach. Widać jak bardzo kochał bliskich mu żołnierzy. Jego wyniosła postać, załamujący się głos nad grobem młodego kapelana, udzielały się słuchaczom-żołnierzom oraz grupie miejscowej ludności”.



Z dala od ojczyzny



Biskup Gawlina zakłada cmentarze na Monte Ciasno i Loretto. Dba aby w podziemiach Bazyliki Św. Piotra wybudowano kaplicę polską. Nigdy nie będzie dane mu wrócić do Polski. Biskup polowy wędruje po świecie. Odwiedza skupiska Polaków. Tworzy polskie misje katolickie w Argentynie, Brazylii, Chile, Australii, Tanzanii, RPA, Danii, Hiszpanii, Luksemburgu, Szwajcarii, Holandii i Szwecji.



Umiera z dala od ojczystej ziemi. Ostatnia wolą było być blisko tych, których tak pokochał. Blisko tych, z którymi walczył o wolną Polskę. Jest pochowany na Monte Cassino.



Czerwone maki na Monte Cassino zamiast rosy piły polską krew.

Po tych makach szedł żołnierz i ginął, lecz od śmierci silniejszy był gniew.

Przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni

i tylko maki na Monte Cassino czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosły krwi.



Źródło: Fronda

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach