Publikacje
Marian Piłka - Ostatni moment
Polska znajduje sie w dramatycznej sytuacji demograficznej. Od początku lat 90-tych pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców. Tzw. współczynnik reprodukcji prostej oscyluje w ostatnich latach na poziomie 1,2 - 1,3, gdy do prostej zastępowalności pokoleń współczynnik ten powinien wynosić przynajmniej 2,1, to jest co najmniej dwoje dzieci na statystyczną kobietę. A to znaczy, że w statystycznej rodzinie powinno być więcej niż dwoje dzieci, ponieważ z różnych przyczyn część kobiet nie posiada, czy nie może posiadać, potomstwa. Brak prostej zastępowalności oznacza perspektywę nie tylko spadku liczebności naszego narodu, ale wprost jego wymieranie. W ostatnich latach przy tym współczynniku rodziło się od 350 do 418 tys. dzieci. Przy utrzymaniu się tego współczynnika reprodukcji prostej w kolejnych pokoleniach, następne pokolenie będzie liczyć ok 200 tys., a kolejne ok. 100 tys. I jest to założenie optymistyczne, gdyż nie uwzględnia coraz większej emigracji. W praktyce kontynuacja obecnego trendu oznaczać będzie rozpłyniecie się naszego narodu w innych etnosach już za trzy pokolenia. Po raz pierwszy w naszej historii, w warunkach pokoju i braku zabójczych epidemii następuje proces samo-likwidacyjny. Stoimy wobec wyzwania nie takiego czy innego rozwoju, nie takiego czy innego naszego miejsca we współczesnym świecie, ale stoimy wobec wyzwania, czy jako naród będziemy istnieć.
Co oznacza obecna sytuacja demograficzna? Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, do roku 2014 zostanie zlikwidowanych 5 tys. szkół. Od września tego roku nie ruszyła nauka w 1,5 tys. szkół. Rządy PO przejdą do historii jako rządy likwidujące polskie szkolnictwo. Nauczyciele, jako grupa zawodowa, są pierwszą ofiarą kryzysu demograficznego. Przynajmniej połowa z budowanych z wielkim rozmachem i nakładem środków orlików za 10 lat będzie zarastać krzakami, podobnie jak dziś popadają w ruinę budowane w minionych dziesięcioleciach szkoły. Po prostu nie będzie komu na tych boiskach grać tak, jak nie ma komu chodzić do budowanych w przeszłości szkół. Jedyny konkretny dorobek rządów PO okaże się inwestycją, która w znaczącym zakresie okaże się zwykłym marnotrawstwem publicznych środków.
Prognozy demograficzne, w tym te ONZ-towskie, są mało wiarygodne, nie zakładają bowiem one narastającej fali emigracji. Już dziś, wedle różnych szacunków, od 2 do 2,5 mln Polaków mieszka na stałe za granicą i nic nie wskazuje na to, aby mieli zamiar powrócić. Co więcej, narasta emigracja nie tylko osób samotnych, ale i rodzin z dziećmi. Oznacza to, że wszelkie dane dotyczące demograficznej sytuacji Polski są zawyżone i nie w pełni oddają dramatyzm sytuacji. Ale nawet i z tych danych wynika, iż do roku 2050 nastąpi dramatyczny wzrost populacji emerytów. Gdy w 2010 roku ich udział w całej polskiej populacji stanowił 19%, to w roku 2050, wedle tych optymistycznych prognoz, będzie wynosił 33%, a współczynnik ludności w wieku produkcyjnym spadnie z 63% do 49%. Nawet te dane wskazują na dramatyczne konsekwencje dotyczące zarówno systemu emerytalnego, jak i sytuacji gospodarczej. Już za kilka lat w Polsce zniknie bezrobocie, ale nie będzie to rezultat polityki rządu, ale braku rąk do pracy. W 2020 roku z rynku pracy odejdzie ponad 600 tys. pracowników, a w wiek produkcyjny wkroczy ok. 360 tys. młodych ludzi. Oznacza to konieczność drastycznego zwijania sie gospodarki i ograniczenie rynku wewnętrznego. To scenariusz trwałej redukcji polskiej gospodarki. Mówienie o rozwoju gospodarki w takiej sytuacji demograficznej jest czystym bajdurzeniem, bowiem Polska wpadnie w korkociąg recesyjny. W takiej sytuacji pokusą na ratowanie systemu emerytalnego będzie, a właściwie już jest, dalsze zwiększanie obciążeń podatkowych pokolenia pracującego, a to tylko przyśpieszy emigracje tych, którzy nie będą chcieli ponosić kosztów utrzymania systemu emerytalnego. Konsekwencją tej sytuacji będzie całkowite załamanie się tego systemu i jego niewypłacalność. Nie jest prawdą, że emerytury będą niskie. Ich nie będzie wcale! I to nie w jakiejś mitycznej przyszłości, ale dotknie to nawet dzisiejszych 50 i 60-latków. To jest perspektywa najbliższych 20, może 25 lat, kiedy pokolenie wyżu lat 40- tych i 50-tych wkroczy w wiek emerytalny. Wydłużenie wieku emerytalnego jest więc tylko przesunięciem upadku systemu emerytalnego w czasie.
Oczywiście należy pamiętać, że starzenie się społeczeństwa wymaga drastycznego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia. Wraz ze zwężaniem się bazy podatkowej, nie będziemy mieli do czynienia z poprawą, ale z radykalnym pogorszeniem jakości usług zdrowotnych. Na służbę zdrowia zabraknie środków wcześniej, niż załamie sie system emerytalny. Upowszechniana na Zachodzie eutanazja, pod hasłem „godnej” śmierci, stanie się kuszącym dla decydentów „ostatecznym rozwiązaniem” emerytalnego zagrożenia.
Także w wymiarze międzynarodowym nastąpi radykalna degradacja pozycji Polski. Spadek liczby ludności, to spadek znaczenia w Unii Europejskiej, ale co ważniejsze, to brak młodych ludzi uniemożliwi wypełnianie naszych NATO-wskich zobowiązań sojuszniczych, a tym samym Polska nie wypełniająca swych sojuszniczych zobowiązań stanie się państwem zupełnie bezbronnym.
Czy ten ponury scenariusz jest nie do uniknięcia? Dziś znajdujemy sie w ostatnim momencie, w którym co prawda nie jesteśmy już w stanie uniknąć konsekwencji kryzysu demograficznego, ale jeszcze jesteśmy w stanie uniknąć katastrofy demograficznej, bowiem w wieku reprodukcyjnym znajduje sie pokolenie „mini wyżu” z początku lat 80-tych. Jednak za kilka lat to pokolenie znajdzie się już poza możliwościami reprodukcyjnymi i dlatego obecnie jest ostatni moment, aby to ono podejmowało decyzje o posiadaniu dzieci.. Nie tylko badania postaw rodzicielskich, ale także doświadczenie Polaków w Wlk. Brytanii pokazują, że Polacy chcą mieć więcej dzieci i że główną barierą jest bariera ekonomiczna. Po prostu w Polsce najuboższymi grupami społecznymi są rodziny młode i rodziny wielodzietne. Posiadanie dzieci jest związane nie tylko ze wzrostem wydatków, ale często z groźbą popadnięcia w biedę. Bez likwidacji tej bariery nie ma szans na przezwyciężenie kryzysu i odwrócenie tendencji demograficznych. Potrzebna jest różnoraka forma materialnego wsparcia dla rodzin. Od dłuższych, przynajmniej rocznych, płatnych urlopów macierzyńskich, ekonomicznego wsparcia edukacji przedszkolnej i szkolnej, wyższych ulg podatkowych, ulgi komunikacyjne, ulgi w korzystaniu z instytucji sportowych czy kulturalnych, po uzależnienie wysokości emerytur od ilości dzieci, wreszcie, zorientowanie całej polityki gospodarczej na rozwój rodzin. Dziś pojedyncze rozwiązania juz nie wystarczą, potrzebny jest całościowy system wspierający rodzicielstwo i wychowanie dzieci. To, co dziś proponuje Tusk, mogło przynieść pewne ograniczone rezultaty 15 lat temu. Dziś to tylko pozorowanie polityki prorodzinnej.
Nie ulega wątpliwości, że polityka prorodzinna jest polityką kosztowną, ale w miarę odkładania jej na bok, koszty wzrostu dzietności będą rosły, natomiast koszty zaniechania polityki prorodzinnej, nie tylko z każdym rokiem będą dramatycznie rosnąć, ale doprowadzą do katastrofy nie tylko demograficznej, ale także emerytalnej, zdrowotnej i gospodarczej. Będzie to katastrofa narodowa. Dlatego polityki prorodzinnej nie należy traktować w kategoriach polityki socjalnej, ale jako ratunek przed największym zagrożeniem przyszłości narodu. Ta polityka do najmądrzejsza inwestycja narodowa o znaczeniu długofalowym.
Dlatego dziś największym zagrożeniem dla naszego narodu jest rząd Donalda Tuska. Co prawda nie tylko on ponosi winę za zaniechania w tym zakresie, inne rządy także jedynie pozorowały politykę prorodzinną sprowadzając ją jedynie do argumentów w sporach partyjnych, ale dziś, gdy nawet opozycja traktuje argument prorodzinnych działań jedynie w kategoriach walki partyjnej, to rząd jest główna barierą przed jej wprowadzeniem. Jest to rząd, który nie dostrzega tego największego narodowego zagrożenia. Oznacza to, że rząd nie posiada dostatecznych intelektualnych kwalifikacji do sprawowania przywództwa narodowego. Jest to bowiem przywództwo, które w swej istocie, nie jest przywództwem, nie tylko nie odpowiada na wyłaniające się wyzwania, ale nie jest w stanie nawet ich zdiagnozować i zdefiniować. To rządy ludzi niepoważnych, którzy bawią się polityką zamiast rozwiązywać narodowe problemy, a poprzez to rządy groźne dla przyszłości naszego kraju. Swoimi rządami marnują bowiem najcenniejsze dobro, jakim jest czas, uniemożliwiając tym samym przeciwdziałanie narastającym zagrożeniom. Projekt budżetu na rok przyszły, to budżet, który nie ma żadnego związku z największym zagrożeniem narodowym. To budżet zupełnej nieodpowiedzialności, budżet skonstruowany przez rząd, który nie wie, w jakim kraju żyje. To budżet państwa, które straciło instynkt samozachowawczy. Tak dalej być nie może. To jest ostatni moment na odwrócenie samolikwidacji naszego narodu.
Marian Piłka