Publikacje

03.04.2012 | autor: Krzysztof Kawęcki

Nasz Dziennik-Krzysztof Kawęcki: Scenariusz

Plany rządu Donalda Tuska ograniczające w szkołach liczbę godzin historii wywołały protesty różnych środowisk - nauczycieli, historyków, publicystów, i najostrzejszy sprzeciw - protest głodowy pięciu członków "Solidarności" w Krakowie. Zmniejszenie liczby godzin historii i języka polskiego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej to jedna z najgorszych decyzji, jakie w ostatnich latach dotknęły polskie szkolnictwo. Nie trzeba przecież uzasadniać, jakie szkody przyniesie ten fakt dla edukacji młodego pokolenia.

Zgodnie z przyjętymi założeniami reformy edukacji od 1 września 2012 roku w nowych programach zniknie 120 godzin przedmiotów ścisłych, 90 godzin historii i 60 godzin języka polskiego.

Uczniowie już w pierwszej klasie liceum będą kończyli naukę przedmiotów, które rozpoczęli w gimnazjum, np. historii. Pozostałe dwa lata mają służyć poszerzeniu wiedzy z wybranej przez uczniów specjalizacji - humanistycznej lub ścisłej. Wybór specjalizacji (w wieku 16 lat!) w praktyce oznacza zaprzestanie nauki przedmiotów humanistycznych lub ścisłych. W zamian pojawią się między innymi zajęcia ze zdrowia i urody.



Wytyczne z Brukseli

Wprowadzone w naszym kraju reformy oświaty i szkolnictwa wyższego to prosta realizacja inicjatywy polityczno-oświatowej Unii Europejskiej. Zapoczątkował ją traktat z Maastricht z lutego 1992 roku, chociaż formalnie wykluczono wówczas harmonizację przepisów państwowych w tym zakresie. Rozwój "europejskiego wymiaru" edukacji koncentruje się na obowiązujących "podstawach programowych", które obejmują język ojczysty, przynajmniej jeden język obcy, matematykę, podstawy nauk przyrodniczych i humanistycznych, a także nowoczesne tendencje informatyczne. Zaleca się przy tym nauczanie ponadprzedmiotowe, co zostało już wprowadzone w polskiej podstawie programowej. Trzeba zauważyć, że architekci edukacji europejskiej w rozważaniach nad szansami "europejskich podstaw programowych" wskazują na ich granice. Stanowią je kulturowe osobliwości danych narodów. Nie wynika to jednak z uznania ich odrębności kulturowej, ale z poczucia swoistego pragmatyzmu. Ze świadomości, że realizowane cele, aby były skuteczne, powinny być wprowadzane stopniowo. Przekroczenie tych granic - jak sami podkreślają - doprowadziłoby do iluzji i powstania nowych nacjonalistycznych podziałów (Wolfgang Mitter, Drogi reformy szkolnej w perspektywie europejskiej na przełomie XX i XXI wieku, Warszawa 1999, s. 99).

Przy opracowywaniu projektu nowej podstawy ogłoszonej w "Rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej" z 23 grudnia 2008 roku w sprawie podstawy programowej i wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół uwzględniono zalecenie Parlamentu Europejskiego i Rady Europy w sprawie "kompetencji kluczowych w procesie uczenia się przez całe życie".

Wiedza, umiejętności i kompetencje, które uczeń ma uzyskać w szkole, opisane są w nowej podstawie programowej zgodnie z ideą europejskich ram kwalifikacji, w języku efektów kształcenia. To także realizacja powyższych zaleceń w sprawie ustanowienia europejskich ram kwalifikacji dla uczenia się przez całe życie i kolejne potwierdzenie nadrzędności "edukacji europejskiej" w kształtowaniu podstawy programowej dla polskiej szkoły podstawowej.

Przygotowanie nowej podstawy programowej kosztowało prawie milion złotych, "sfinansowała" to Unia Europejska w ramach projektu "Doskonalenie podstawy programowej". Z pieniędzy tych opłacono m.in. ekspertów, spotkania zespołów eksperckich, recenzje.



Kto ty jesteś?

Podstawa programowa kształcenia ogólnego dla szkół podstawowych dzieli się na dwa etapy edukacyjne: I etap obejmujący klasy I-III szkoły podstawowej - edukacja wczesnoszkolna realizowana w formie kształcenia zintegrowanego, oraz II etap obejmujący klasy IV-VI szkoły podstawowej, podczas którego realizowanych jest kilkanaście przedmiotów, w tym historia i społeczeństwo. Po ukończeniu szkoły podstawowej uczeń kontynuuje kształcenie ogólne (III etap - gimnazjum i IV etap - szkoła ponadgimnazjalna).

Wymagania, jakie stawia podstawa programowa edukacji wczesnoszkolnej w zakresie edukacji społecznej dla ucznia klasy I szkoły podstawowej są żenująco proste. Uczeń po skończeniu klasy pierwszej "wie, jakiej jest narodowości i że mieszka w Polsce, a Polska znajduje się w Europie, zna symbole narodowe (flaga, godło), hymn narodowy, poznaje flagę i hymn Unii Europejskiej".

Zapewne nie chodzi zatem o potwierdzenie narodowej przynależności, ale o "uwrażliwienie" na tożsamość europejską (flaga i hymn).

Zgodnie z przyjętą podstawą programową z historii nastąpi połączenie III i IV etapu edukacyjnego. Zakres wiedzy merytorycznej historii w gimnazjum kończy się na treściach nauczania odnoszących się do sprawy polskiej w I wojnie światowej. Natomiast w szkole ponadgimnazjalnej, w pierwszej klasie, muszą być zrealizowane zagadnienia obejmujące okres od odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku aż do współczesności! Tak obszerny materiał faktograficzny wymaga dwuletniego kursu kształceniowego, odrębnie dla gimnazjum i liceum. Tymczasem na naukę historii dla uczniów, którzy nie wybrali tego przedmiotu w zakresie rozszerzonym, przewidziano zaledwie 60 godzin (2 godziny tygodniowo) i tylko w pierwszej klasie. Natomiast do matury uczeń będzie uczestniczył w zajęciach z przedmiotu uzupełniającego: "Historia i społeczeństwo. Dziedzictwo epok" w wymiarze 120 godzin. Obszar tematyczny tego przedmiotu ma objąć cztery z następujących zagadnień: Europa i świat; język, komunikacja, media; kobieta i mężczyzna, rodzina; nauka; swojskość i obcość; gospodarka; rządzący i rządzeni; wojna i wojskowość; ojczysty Panteon i ojczyste spory.



Pozostaną wyklęci

Rezygnacja z realizacji kursu historii najnowszej w gimnazjum i de facto przesunięcie treści związanych z historią polityczną powszechną i polską XX wieku w liceum do mniej dojrzalszej wiekowo grupy (zamiast trzeciej klasy liceum - klasa pierwsza) doprowadzi do dalszej degradacji znajomości dziejów ojczystych. W jaki sposób można oczekiwać od młodego, 17-letniego człowieka analitycznego myślenia, umiejętności rozwiązywania problemów, zrealizowania projektów itp. w sytuacji braku niezbędnej wiedzy? Przecież wykształcenie czy kultura osobista wiąże się zawsze z pewnym uzyskanym poziomem wiedzy.

W podstawie programowej przedmiotu historia i społeczeństwo (II etap edukacyjny - klasy IV-VI) w obszarze po 1944 roku uczeń ma umieć "opowiadać o Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, używając pojęć: odbudowa zniszczeń wojennych, awans społeczny i likwidacja analfabetyzmu, planowanie centralne, zależność od ZSRR, dyktatura partii komunistycznej, cenzura, opozycja demokratyczna". Zdumiewać musi umieszczenie takich pojęć - osiągnięć (?) "władzy ludowej" jak "awans społeczny", które mają opisywać istotę systemu komunistycznego w sytuacji fizycznej likwidacji w tym okresie pokolenia II Rzeczypospolitej, przywódców opozycji niepodległościowej, ziemiaństwa, inteligencji, elity politycznej.

Jedynie w IV etapie edukacyjnym o rozszerzonym zakresie uwzględniono działania opozycji legalnej i podziemia antykomunistycznego, które ograniczone zostały jednak do 1948 roku. Tym samym o żołnierzach wyklętych, Zrzeszeniu "Wolność i Niezawisłość", Narodowych Siłach Zbrojnych, Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym i innych zgrupowaniach w latach następnych oraz rozwoju konspiracji młodzieżowej przełomu lat 40. i 50. przeciętny uczeń znów się nic nie dowie. Czy nadal postacie, takie jak Łukasz Ciepliński - prezes IV Zarządu WiN, Stanisław Kasznica - dowódca NSZ, "Zapora", "Orlik", "Huzar", "Warszyc" i tylu, tylu innych, mają być przesłonięte zmową milczenia? Uczeń może na lekcjach historii również nigdy nie usłyszeć na przykład o Orlętach Lwowskich. W podstawach programowych nawet w rozszerzonym IV etapie nie ma wzmianki na temat ludobójstwa dokonanego przez UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Uzupełnieniu wiedzy z najnowszych dziejów nie służy także realizacja zajęć z zakresu historii z elementami wiedzy o społeczeństwie i wiedzy o kulturze.



Eliminowanie religii

Twórcy reformy edukacji przyznają, że poziom uzdolnień populacji młodych Polaków (co druga osoba w wieku 19-24 lat studiuje) znacznie się obniża. Odrzucają jednak rozwiązanie tego problemu poprzez przywrócenie właściwej rangi egzaminowi maturalnemu oraz zwiększenie wymagań w przyjęciu na studia, ponieważ nastąpiłoby wtedy drastyczne obniżenie odsetka młodzieży uzyskującej wykształcenie wyższe. Pogląd ten wspierany jest poprzez odwołanie się do doświadczeń "krajów demokratycznych", które znalazły się wcześniej w podobnej sytuacji i rozwiązanie to zostało przez nie powszechnie odrzucone.

Nie liczy się więc jakość kształcenia i edukacji, ale przyjęty a priori, niekoniecznie zgodny ze zdrowym rozsądkiem, poziom zakładanej skolaryzacji społeczeństwa. Reforma edukacji sprowadza się do przyjętego założenia, że o poziomie wykształcenia współczesnego społeczeństwa świadczy nie tyle średni, co minimalnie akceptowalny poziom wykształcenia. W tym celu konsekwentnie - jak podkreśla jeden z ministrów - zachęca się młodych ludzi do jak najdłuższego korzystania z usług systemu edukacji i ustawia się na ich drodze kolejne progi łagodnie narastających wymagań.

W przyjętej triadzie kształcenia uwzględniającej wiedzę, umiejętności oraz tzw. kompetencje personalne i społeczne ten pierwszy element jest najmniej dostrzegalny. Jest to zgodne z koncepcjami pedagogiki postmodernistycznej, gdzie wiedza coraz bardziej spychana jest na margines.

Znamienne, że w ramach pięciu bezpłatnych godzin dziecka w przedszkolu, podczas których realizowana jest tzw. podstawa programowa, nie przewidziano lekcji religii. Prawo gwarantuje dzieciom i ich rodzicom pięć godzin zajęć za darmo, ale zgodnie z podstawą programową wychowania przedszkolnego przepisy MEN tego nie przewidują. Religię można organizować na życzenie rodziców (w ramach planu zajęć), ale opłaca je samorząd. Zajęcia te, zdaniem MEN, nie mogą być wpisane w podstawę programową, ponieważ mają obowiązek realizować ją wszyscy, a nie wszyscy są wierzący.

Rozporządzenie ministra edukacji narodowej w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych z 20 stycznia 2012 roku (rozporządzenie wchodzi w życie 1 września 2012 roku) nie uwzględniło wymiaru godzin na zajęcia religii. Religia została przeniesiona do grupy przedmiotów nadobowiązkowych.

Wyrzucenie religii z programów ramowych oznaczałoby, podobnie jak w przypadku przedszkoli, że realizacja tych zajęć zależałaby od dobrej woli i możliwości budżetu jednostek samorządu terytorialnego. Działania rządowe w tym zakresie są sprzeczne z obowiązującym prawem: gwarancjami konstytucyjnymi dla lekcji religii i podpisanym przez rząd konkordatem.

Oczekujemy od MEN natychmiastowej nowelizacji rozporządzenia ze stycznia br. i zagwarantowania zachowania prawa katolików do nauki religii w szkołach publicznych.







Źródło: Nasz Dziennik Czwartek, 29 marca 2012, Nr 75

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach