Publikacje
Marian Piłka: Dekadencja
W publicystyce często pojawiają się określenia, że żyjemy w najlepszych czasach od 300 lat. Jesteśmy państwem bezpiecznym, o rozwijającej się gospodarce, budujemy autostrady i lotniska, a Polacy coraz częściej spędzają urlopy nad ciepłymi morzami. Członkostwo w Unii Europejskiej jawi się niemal jako spełnienie naszych historycznych ambicji, a NATO zapewnia bezpieczeństwo naszym granicom. Tego nastroju urzędowego samozadowolenia nie psuje nawet widmo kryzysu gospodarczego, groźba przyjęcia wspólnej waluty, czy horrendalny wzrost zadłużenia, bo pierwszy etap tego kryzysu przeszliśmy w miarę bezpiecznie. Stąd też oczekiwania, że i następny cykl kryzysu obejdzie się z nami równie łagodnie. Żyjemy w swoistym "końcu historii", gdy zasadnicze problemy zostały już rozwiązane, a pozostało jedynie pogłębianie "integracji". Pojęcie "złotej dekady" oddaje nastrój samozadowolenia i uśpienia opinii publicznej.
A za tego urzędowego obrazu, choć coraz mocniej wyziera zupełnie inny obraz naszej rzeczywistości, to jednak nie przemawia on ani do wyobraźni opinii publicznej, ani też nie znajduje swego wyrazu w decyzjach tzw elit politycznych. A jest to obraz ze wszech miar bardzo niepokojący.
Od początku lat 90-tych, pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców. W ostatnich latach, pokolenie dzieci było o ok 40% mniej liczne od pokolenia rodziców. Obecnie wkraczamy w okres bezwzględnego spadku ludności spowodowanego nadwyżką zgonów nad urodzeniami. Jest to pierwszy przypadek w historii naszego kraju, gdy ludność się zmniejsza, pomimo, że nie przeżyliśmy wyniszczającej wojny, ani śmiertelnej zarazy. Bezwzględny spadek ludności naszego kraju spowodowany emigracją ma miejsce już od wielu lat. Ten proces prowadzi do gwałtownego starzenia się naszego społeczeństwa. Spadek populacji w wieku produkcyjnym spowoduje już w perspektywie dwudziestu, dwudziestu kilku lat załamanie się systemu emerytalnego i związany z tym krach gospodarczy. Dziś te procesy są maskowane zadłużaniem się budżetu państwa, obrabowaniem funduszy emerytalnych i funduszy rezerwy demokratycznej, oraz zapoczątkowaniem podwyższania podatków. Są to jednak półśrodki, które co najwyżej mogą tylko nieznacznie przesunąć w czasie krach emerytalno-gospodarczy naszego narodu.
Starzenie się polskiego społeczeństwa spowodowane jest przede wszystkim spadkiem urodzeń. Oznacza to, że w wiek dorosły już wkracza coraz mniej liczne roczniki. Ta sytuacja będzie miała daleko idące konsekwencje nie tylko w zachwianiu relacji pomiędzy pokoleniami pracującymi, a pokoleniami żyjącymi na koszt swych pracujących dzieci. Spadek ludności wkraczającej w wiek dorosły, oznacza także radykalny spadek mobilności społecznej. Otóż zawsze młode pokolenie jest swoistym motorem rozwojowym. To właśnie młode pokolenie jest motorem przedsiębiorczości, innowacyjności, jest skłonne do ryzyka, do poświęceń, do nowych i niestandardowych rozwiązań społecznych wyzwań. To ono nadaje dynamikę każdej społeczności. Tymczasem społeczeństwa stare są konserwatywne, stagnacyjne, nie skłonne do ryzyka, ani też do nowacji.W systemach zamkniętych, to młode pokolenia są motorem rewolucji rozbijającym bariery rozwoju.Takim przykładem była Solidarność stworzona przez pokolenie wyżu demograficznego urodzonego w latach 40 i 50-tych. Natomiast w systemach otwartych, liczne młode roczniki wkraczające w życie dorosłe są motorem rozwoju. I tu przykład dynamicznego rozwoju Stanów Zjednoczonych przed I wojna światową, zasilanych masową imigracją młodych ludzi.
Społeczeństwa stare mają często więcej doświadczenia, ale brakuje im energii do rozwoju. Społeczeństwa stare są nastawione na konsumpcję, a nie na rozwój i budowanie. Dlatego starzenie się społeczeństw, to fizyczna bariera rozwoju. Ale starzenie się społeczeństw, to nie tylko wyłączanie tego motoru rozwoju, jakim są młode roczniki. Starzenie się społeczeństw nie jest tylko procesem biologicznym. Odzwierciedla bowiem on kryzys tych społeczności. I jest to kryzys w swej istocie przede wszystkim aksjologiczny. Bowiem u jego podstaw leży zwątpienie w sens trwania własnej rodziny i własnego narodu, zwątpienie w sens przyszłości.To nie tylko przejaw sekularyzacji społecznej świadomości ale zwątpienie w istnienie Opatrzności i sens życia, jaki płynie z chrześcijańskiej wizji rzeczywistości.To jest zwątpienie w sens zbawienia i wynikającej z niego koncepcji życia, jako współtworzenia ze Stwórcą naszej rzeczywistości. Jest to kryzys tożsamości i jednostki i wspólnoty. Jest to w konsekwencji zakwestionowanie także biologicznego sensu istnienia własnego gatunku, a przynajmniej przekładanie własnej wygody i własnego dobrobytu nad dobro i pomyślność własnych dzieci. Pierwszym symptomem tej postawy jest ograniczenie posiadania liczby dzieci, a później także demonstrowanie niechęci do ich posiadania. Dlatego zwątpieniu w przyszłość własnej rodziny i własnego narodu towarzyszy nie tylko przekładanie własnego egoizmu nad budowaniem pomyślności własnych dzieci i wnuków, ale także upowszechnianie i promocja postaw zdecydowanie aspołecznych, w tym antyrodzinnych. Dobro własnych dzieci, czy wnuków, a także szerzej, dobro narodu coraz bardziej jawi się w tej koncepcji jako ograniczenie, a nie jako realizacja własnej podmiotowości. Upowszechnianie postaw singli, związków nieformalnych, urodzeń pozamałżeńskich, upowszechnienie antykoncepcji i i w skrajnych przypadkach aborcji oraz różnorakich dewiacji, odzwierciedla to zagubienie się współczesnego człowieka. Kryzys rodziny i spadek dzietności zagrażający istnieniu narodowej wspólnoty ma swe źródło w kryzysie światopoglądowym.
Kryzys postaw rodzinnych jest źródłem także także kryzysu narodu. Brak wykształconych w rodzinie postaw altruizmu, poświecenia, miłości wyraża się także w kryzysie patriotyzmu, w zaniku myślenia w kategoriach wspólnoty, w braku odpowiedzialności za przyszłość narodu. Niewątpliwie kryzys postaw rodzinnych utrudnia wykrystalizowanie się elity narodowej. W sytuacji Polski mieliśmy do czynienia z pięćdziesięcioletnim okresem destrukcji narodowych elit. Z komunizmu nasz naród wyszedł osłabiony, nie tylko w wymiarze ekonomicznym i społecznym, ale także w wymiarze moralnym. Zwycięstwo nad komunizmem było bardziej rezultatem jego wewnętrznej implozji, niż zwycięstwem politycznym i moralnym naszego narodu. Ten postkomunistyczny kryzys moralny i wytrzebienie narodowych elit spowodował, iż w niepodległej Rzeczpospolitej, Polacy nie bardzo potrafili się odnaleźć, jako świadomy swych długofalowych celów naród. narastający kryzys tożsamości powoduje także kryzys polityki. Polityka jako roztropna troska o dobro wspólne stała się w znacznej mierze post-polityką, czyli pseudo-polityką, płaszczyzną nie odpowiedzialności, ale ekspresji różnych egoizmów, często o zupełnie destrukcyjnym charakterze. Polityka coraz bardziej ogranicza się tylko do bezideowej walki o władzę, bez myślenia o przyszłości narodu.A w płaszczyźnie międzynarodowej, wyraża się nie tylko w zaniku narodowych ambicji wniesienia własnego wkładu w rozwój ogólnoludzkiej kultury, ale w rezygnacji z własnej podmiotowości. Liczy się tylko "tu i teraz". Taka polityka nie jest zdolna do wyłonienia rzeczywistego przywództwa narodowego, budującego pozycje narodu i państwa w długiej perspektywie czasowej. Taka polityka może tylko dryfować, wytracając w ten sposób narodowe siły, marnując największe dobro, jakim jest dany nam czas.Kryzys patriotyzmu powoduje wyradzanie się partii politycznych w jedynie przedsiębiorstwa wyborcze, walczące o państwowe łupy, a państwo traktujące jako postaw przysłowiowego czerwonego sukna. A patriotyzm partyjny zastępuje patriotyzm narodowy.Ta degeneracja polityki staje się jeszcze jednym czynnikiem pogłębiającym kryzys społeczny.
Na ten kryzys polskiej polityki nakłada się także kryzys polskiej świadomości kulturowej. Naród jest przede wszystkim wspólnotą historii i kultury. Nasz naród powstał ze słowiańskich plemion, które przyjęły łacińskie chrześcijaństwo. Bez chrztu Mieszka, plemiona te uległyby germanizacji, lub, wpływom ruskim. Bez Kościoła Katolickiego nie byłoby narodu polskiego. To katolicyzm jest najgłębszym i najszerszym wyrazem naszej narodowej tożsamości. Wszystko co w naszej przeszłości było wielkie, z czego my Polacy możemy być dumni, ma swoje źródło w Ewangelii. Od obrony Europy przed Tatarami, Turkami i bolszewikami, poprzez filozofię Pawła Włodkowica nie nawracania pogan mieczem, zasadę neminem captivabimus, początki demokracji i tolerancję religią, poprzez dzieło Kopernika i piękno gotyckich i barokowych kościołów, walkę o wolność "naszą i waszą", aż po postawę św. Maksymiliana, dzieło Jana Pawła II i powstanie Solidarności, to wszystko wyrasta z ducha Ewangelii. Bez tej więzi, nasz naród przekształciłby się w wydmy lotnego piasku, rozwiewanego przez wiatry historii. Osłabienie katolickiej tożsamości, to podważenie samego sensu istnienia naszego narodu. Dziś wyrazem najgłębszego kryzysu naszego narodu jest próba zakwestionowania tego dziedzictwa i tej więzi, która z niego wyrasta. To zamach na samo istnienie naszego narodu. I nie sam zamach jest istotą problemu, bo w przeszłości mieliśmy do czynienia z podobnymi zjawiskami, ale słabość społecznej reakcji.
Naród, który nie potrafi zidentyfikować fundamentalnych zagrożeń, nie potrafi się też bronić. W obliczu kryzysu demograficznego, który w ciągu kilku najbliższych lat może zamienić się w katastrofę demograficzną i katastrofę gospodarczą, jedyną reakcją społeczną jest wybór przywództwa, które nie jest zdolne do zdefiniowania najważniejszych wyzwań narodowych. A także ożywienie się destrukcyjnych sił społecznych dążących do anihilacji naszej narodowej tożsamości. Erozja postaw twórczych, niekonformistycznych, osłabienie odwagi cywilnej i upowszechnienie się zachowań stadnych wzmacniających zachowania destrukcyjne, świadczą o osłabieniu instynktu samozachowawczego. Jest to niezwykle groźne zjawisko dla przyszłości naszego narodu. Świadczy bowiem o postępującym upadku naszego narodu. Ekspansja tych tendencji może postawić sam problem kontynuacji istnienia naszego państwa i narodu. Dlatego dziś najważniejszym zadaniem polskiej racji stanu jest przezwyciężenie tej kulturowej i moralnej dekadencji. Odrodzenie naszego narodu, to nie tylko wyłonienie optymalnego przywództwa narodowego, to nie tylko przezwyciężenie polityki dryfu i marnowania narodowych szans, ale przede wszystkim odrodzenie religijne i moralne naszego narodu, jako źródła odrodzenia także naszej narodowej tożsamości i polskiego patriotyzmu. Bez tego religio-moralnego i kulturowego wymiaru nie ma szans na przezwyciężenie także politycznego wymiaru obecnej dekadencji. Zdefiniowanie na nowo naszej tożsamości w konfrontacji z wyzwaniami współczesności oznacza nie tylko przezwyciężenie kryzysu patriotyzmu, ale określenie na nowo samego sensu istnienia naszego narodu w nadchodzącej przyszłości.
Żyjemy nie w "złotej' dekadzie, ale w dekadzie, w której są zagrożone same podstawy naszego narodowego bytu. I na to wyzwanie musimy, jako naród, dać skuteczną odpowiedz. Dziś nie dominujące partie są nośnikami narodowego odrodzenia, dziś tym nośnikiem musi być opinia publiczna. To opinia publiczna poprzez wytworzenie i upowszechnienie kategorii oceniających życie społeczne, polityczne i kulturowe może być nośnikiem przezwyciężenia dekadencji i narodowego odrodzenia. Bez wytworzenia silnej opinii publicznej de-legitymizującej zjawiska patologiczne w naszym życiu publicznym i promującym procesy odrodzeńcze, nie przezwyciężymy tej dekadencji. Budowa etosu narodowego, to samookreślenie się naszej wspólnoty narodowej wobec nadchodzących wyzwań, zagrożeń, ale i szans. Dziś największym zagrożeniem jest osuwanie się naszej wspólnoty w bagno dekadencji. Nasz naród w swej przeszłości bywał doświadczany przez różne zagrożenia. Przezwyciężył je, bo umiał w sobie znaleźć wystarczająco dużo sił by je pokonać. Dziś jesteśmy w podobnej sytuacji i dziś także musimy znaleźć w sobie wystarczające siły do pokonania tego najgroźniejszego, bo znajdującego się w nas samych, zagrożenia.
Źródło: http://wpolityce.pl/artykuly/16882-marian-pilka-dekadencja-nosnikiem-narodowego-odrodzenia-musi-byc-opinia-publiczna