Aktualności

23.04.2018

Nasz Dziennik - Marek Jurek: Konwencja to knebel

ROZMOWA / z Markiem Jurkiem, liderem Prawicy Rzeczypospolitej, europosłem

Polska pod rządami PiS nie wypowie genderowej konwencji antyprzemocowej – jednoznacznie zadeklarował prezes Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem, wycofanie się Polski z ratyfikacji dokumentu nie ma sensu, ponieważ nie istnieją „praktyczne skutki” obowiązywania zapisów konwencji. Czy to argument zasadny?


– Niestety, to stanowisko oznacza, że PiS przechodzi w tej sprawie na pozycje PO. A my stoimy tam, gdzie wtedy, w czasie ratyfikacji. To oczywiście nieprawda, że konwencja nie rodzi skutków: już dziś jest oparciem dla organizacji genderowych, przedstawiających się jako „antydyskryminacyjne”, a także kneblem założonym polskiej dyplomacji, która na forum międzynarodowym powinna otwarcie sprzeciwiać się rewolucji genderowej. Skutki tego widać zresztą w samej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który uznał faktycznie, że stanowisko Bułgarii czy Słowacji, które oficjalnie zapowiedziały, że nie ratyfikują konwencji, nie ma sensu.

Zdaniem prezesa Kaczyńskiego, wypowiedzenie konwencji doprowadziłoby do kolejnej awantury i ataków na nasz kraj. Wygląda na to, że obóz rządzący wciąż boi się krzyków lewej strony…

– Rzecz wygląda gorzej. Oznacza to bowiem, że otwierając kolejne pola walki i konfliktów, PiS całkiem świadomie wiedziało, że zamyka drogę do zaangażowania na rzecz zasad cywilizacji chrześcijańskiej. Dlatego Prawica Rzeczypospolitej apelowała, żeby rząd już na początku swej działalności złożył deklarację, że właśnie tymi zasadami będzie kierował się w zmianach społecznych i na forum europejskim. Cynizm jest zawsze fałszywym realizmem i – co więcej – zaślepia. Cyniczni politycy przestają rozumieć rzeczywiste procesy społeczne, bo wszystko sprowadzają do doraźnej gry o władzę.

Politycy związani z PiS wcześniej wypowiadali się przeciwko konwencji. Zastrzeżenia do treści dokumentu zgłaszała m.in. Beata Kempa. Krytycznie o konwencji wypowiadał się także prezydent Andrzej Duda, który często wracał do tego tematu w trakcie kampanii wyborczej, czy minister Jarosław Gowin.

– No i teraz wszyscy powinni to powtórzyć prezesowi Kaczyńskiemu. Minister Kempa nazwała konwencję stambulską potworkiem traktatowym, więc teraz powinna przestrzec rząd przed konsekwencjami hodowania tego potworka. Prawica zawsze miała inne podejście. Odwaga nie polega na używaniu agresywnego języka, ale na konsekwencji w sprzeciwie i zdolności zaproponowania środków zaradczych. Dziś są nimi wypowiedzenie genderowej konwencji (co trzeba zrobić niezwłocznie, żeby wzmocnić front sprzeciwu państw Europy Środkowej) i zaproponowanie państwom odrzucającym gender zawarcie Konwencji Praw Rodziny. Mówimy o tym od wielu miesięcy i nie słyszymy żadnego odzewu ze strony władzy, która przecież zapowiadała, że chce słuchać ludzi i rozmawiać z ludźmi. Niestety, nasze doświadczenia tych intencji nie potwierdzają.

Organizacje prorodzinne z rządami PiS wiązały spore nadzieje w sprawie konwencji antyprzemocowej. Czy ostatnie deklaracje nie są rodzajem nielojalności wobec wyborców?

– Oczywiście. Władza nie powinna – tak jak minister Suski – wsłuchiwać się w sondaże TVN, ale powinna z szacunkiem odnosić się do ostatnich wyborów, kiedy Polacy głosowali za głęboką zmianą moralną. Częścią większości, która odsunęła PO od władzy, są Polacy traktujący priorytetowo zasady cywilizacji chrześcijańskiej. I rząd nie ma prawa wykluczać ich z większości.

Jarosław Kaczyński stwierdził, że dopóki rządzi jego formacja, w Polsce nie zostaną wprowadzone „małżeństwa” homoseksualne. A potem?

– To bardzo groźna wypowiedź. Po pierwsze, padły tam słowa, że Polska jest bezpieczna, „póki my rządzimy”. A to oznacza, że po prostu nie jest bezpieczna, bo władza w demokracji się zmienia. Właśnie dlatego walczyliśmy o to, by zasady cywilizacji życia i praw rodziny miały wymiar konstytucyjny i traktatowy i by politycy swymi deklaracjami wzmacniali, a nie upartyjniali szeroką zgodę w tym zakresie. I drugie – to ta deklaracja, że mamy się cieszyć, że „nie będzie małżeństw homoseksualnych”. Przecież nigdzie nie wprowadzono ich od razu. Najpierw uznawano prawa rodziny za „kwestię światopoglądową”. Potem przyjmowano międzynarodowe deklaracje, że brak prawnej promocji homosek-sualizmu to dyskryminacja. Potem wprowadzano „związki partnerskie”. A owe „małżeństwa homoseksualne” pojawiały się jeszcze później. Tej rewolucji trzeba przeciwstawić zasady, mocną świadomość społeczną, a nie utopię rządów, które będą trwały zawsze. Niestety, PiS wyraźnie zbliżyło w tych sprawach swoje stanowisko do PO. Nawet te bajki o „wyspie wolności”, którymi usypia się opinię publiczną, są bardzo podobne.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Nasz Dziennik.

Spoty telewizyjne

Kandydaci Prawicy Rzeczypospolitej w okręgach