Aktualności
Nasz Dziennik - Marek Jurek: Komisja nie jest partnerem
ROZMOWA / z Markiem Jurkiem, przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej i posłem do Parlamentu Europejskiego
Nowy rząd intensywnie pracuje nad poprawą relacji z UE. Pojawiają się pojednawcze głosy. Dojdzie do wycofania procedury wszczętej z art. 7?
– Dobre relacje z partnerami są zawsze cenne. Natomiast nie mogą to być jedynie pozory szacunku i współpracy. Jeśliby rząd w zamian za wstrzymanie procedury uruchomionej przez Komisję Europejską miał poprzeć projekt stałego „mechanizmu nadzoru demokracji”, byłoby to leczenie swędzenia palca przez jego amputację. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, tym bardziej że w Parlamencie Europejskim zarówno posłowie z Polski, jak i z sześciu innych krajów – z Wielkiej Brytanii, Francji, Węgier, Słowacji, Łotwy i Grecji – w większości głosowali przeciw tej propozycji.
Premier Morawiecki mówi o rychłym przedstawieniu polskich argumentów w postaci tzw. białej księgi. Przekonają one ostatecznie KE?
– Partnerem dla polskiego rządu są inne rządy działające w ramach Rady Europejskiej. Nie należy przypisywać Komisji Europejskiej roli, której nie posiada. Stanowisko zawsze wyjaśnić warto, ale trzeba też wiedzieć, kiedy należy powiedzieć: nie mamy nic więcej do dodania.
Czy polscy eurodeputowani wspomogą na forum PE działania rządu w celu normalizacji relacji z UE?
– Cały czas pracuję z posłami z innych krajów, mobilizując ich sprzeciw wobec sięgania przez Komisję Europejską po kompetencję, której traktaty jej nie przyznają.
Polska opozycja twierdzi, że działania rządu będą „powierzchowne”, i apeluje do wiceszefa KE o dalsze kroki na „rzecz obrony praworządności” w Polsce…
– Sięganie po poparcie zagranicy w naszych sporach politycznych to nie tylko podważanie suwerenności, ale i demokracji. Demokracja polega na zabiegach o poparcie współobywateli dla własnej polityki, a nie na namawianiu zagranicy do ataków na politykę własnego rządu. Prawica Rzeczypospolitej zawsze była przeciwna takim działaniom, również wtedy gdy obecna większość (będąc jeszcze w opozycji) chciała z Unii Europejskiej robić arbitra wyborów samorządowych w Polsce. Natomiast dziś dla liberalnej opozycji adresy do zagranicy stały się najważniejszą, niemal jedyną, formą działania. To kompromituje ich politykę, ale również niszczy normalne funkcjonowanie opinii publicznej.
Jesteśmy straszeni różnymi konsekwencjami. Czy UE ma realne narzędzia, aby uzależnić wypłatę środków od przestrzegania tzw. praworządności?
– To jedynie straszenie, adresowane do niezorientowanych odbiorców, bo w prawie nie ma żadnych podstaw do tego typu działań. Nawet art. 7 Traktatu UE zakłada jedynie pozbawienie rządu udziału w decyzjach, między innymi budżetowych, ale nie pozbawienie państwa właściwego udziału w budżecie. Przecież wszyscy go finansujemy proporcjonalnie do dochodu narodowego.
Czy struktury unijne mogą podnosić także inne argumenty w celu swoistego „dyscyplinowania” Polski?
– Komisja Europejska może kontynuować zabiegi o stwierdzenie „wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” zasad praworządnej demokracji, ale już dziś widać, że nie ma dwudziestu dwóch rządów, które podtrzymałyby takie twierdzenie. A już na pewno Komisja nie stwierdzi, że zasady praworządnej demokracji są naruszane „poważnie i stale” (co wymaga stanowiska dwudziestu siedmiu rządów). Tak naprawdę więc teraz jest to test dla kierownictwa Komisji Europejskiej. Jeśli Rada Europejska nie przychyli się do ich wniosku, powinni uznać jego bezzasadność. Ale oczywiście mogą również wykorzystywać swoją pozycję do prowadzenia politycznej kampanii nękania Polski.
Procedura art. 7 jest trudna w praktyce do sfinalizowania, więc po co była inicjowana?
– O to już musi Pan ich samych zapytać.
Politycy unijni szermują wobec nas hasłami naruszania „podstawowych wartości europej-skich”. Czy rzeczywiście są ku temu jakieś podstawy?
– W społeczeństwie, które odrzuciło porządek naturalny, prawa podstawowe są wielokrotnie naruszane. Karta Praw Podstawowych za pierwsze z tych praw w art. 2 uznaje prawo do życia. I co w tej sprawie robi Komisja Europejska? Najpierw mówi, że nie wiadomo, co to oznacza. A potem przychyla się do demagogii „prawa do własnego ciała” i obraca to prawo wniwecz. Trzeba o tym mówić cały czas, bo po pierwsze, tylko tak pokazujemy brak kompetencji obecnych władz Unii Europejskiej w dziedzinie praw ludzkich i po drugie, otwieramy szansę dla Europy, która stopniowo przełamując swój kryzys, zacznie Polskę szanować i rozumieć. Żeby pokazać prawdę o dzisiejszej Europie, przygotowujemy rezolucję na temat sytuacji we Francji, wskazując na poważne podważanie wolności słowa, swobód samorządowych, praw osób niepełnosprawnych czy wolności religii, a także na tolerancję dla ekstremizmu. Projekt tej rezolucji już podpisali koledzy z Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii, Holandii, Słowacji i Chorwacji. Nie proponujemy żadnej ingerencji, konstatujemy fakty, oczekujemy po prostu jasnej dezaprobaty dla opisanych działań i jednocześnie pokazujemy, że wszystko to działo się do tej pory za milczącą aprobatą władz unijnych.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Nasz Dziennik.