Aktualności
Gazeta Wyboracza - Wywiad z prezesem Prawicy Markiem Jurkiem
Czas, by nasi partnerzy ze starej Unii otworzyli się na nasze "dorobki narodowe". Walcząc o wolność, zrobiliśmy więcej dla ich bezpieczeństwa niż oni dla naszej wolności
PAWEŁ WROŃSKI: Zapowiada pan w kampanii do Parlamentu Europejskiego walkę o Christendom mainstreaming. Co to jest? Opozycja do gender?
MAREK JUREK: Christendom mainstreaming to stopniowe, ale systematyczne, wprowadzanie do głównego nurtu polityki europejskiej spraw ważnych dla cywilizacji chrześcijańskiej, cywilizacji życia i praw rodziny.
A gender się panu podoba?
- To ideologia relatywizująca znaczenie płci, a płeć jest przecież najzupełniej zasadniczym elementem ludzkiej tożsamości. Ale uprzedzę pana kolejne pytanie: twierdzenie, że skoro w Unii przyjęto zasadę gender mainstreaming, to organizacje katolickie nie mają prawa do środków należnych z Unii organizacjom pozarządowym, jest niedorzeczne.
Bo?
- Bo gender mainstreaming to z prawnego punktu widzenia jedynie promocja równości kobiet na rynku pracy i płacy oraz przeciwdziałanie przemocy domowej, a więc sprawy, które Kościół realizuje w swej codziennej pracy.
Więc jednak Marek Jurek popiera gender?
- Wyjaśniam, jak manipuluje się językiem, doklejając ideologiczną etykietę do naturalnych postulatów. A dla zwolenników gender mam test dobrej woli. Jeśli naprawdę chcą uczyć nas dystansu wobec kulturowych stereotypów na temat płci, niech zaczną reagować na czysto kulturowy stereotyp kobiety proponowany przez radykalne środowiska feministyczne.
O kogo chodzi?
- Jeśli Wanda Nowicka występuje "w imieniu kobiet", to ma na to mandat kobiet i mężczyzn, którzy się z nią zgadzają, i tylko ich. Przecież nie mojej żony i córek.
Pamiętam konwencję PiS w Raszynie w styczniu 2003 r. Prominentny poseł tej partii Marek Jurek wygłosił wówczas płomienne przemówienie przeciw poparciu przez PiS w referendum wejścia do Unii Europejskiej.
- Wówczas poparło mnie 15 proc. delegatów.
Teraz z warszawskiej listy PiS kandyduje pan do Parlamentu Europejskiego. W Brukseli jest miejsce nawet dla otwartych przeciwników Unii Europejskiej. Ale to, co pan robi, to przejaw intelektualnej niekonsekwencji.
- Dlaczego? Przedstawiłem rzetelną analizę zalet i wad Unii. Pokazywałem zalety wspólnego rynku i geopolityczne pożytki współpracy europejskiej (co się sprawdziło podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie). Mówiłem o charakterze, nie o fakcie Unii, bo wielokrotnie pisałem, że narody mogą zawierać związki państw. Natomiast częścią charakteru Unii są złe wybory cywilizacyjne, co się, niestety, ciągle potwierdza. Bardzo jasno to pokazała w lipcu ubiegłego roku antywęgierska rezolucja Parlamentu Europejskiego. Po jej podjęciu napisałem, że autorzy niszczą Europę w planie społeczno-kulturowym, ale potem się okazało, że również dewastują ją geopolitycznie.
Jakoś nie widać, aby Orbán był zniszczony. Wygrał wybory, ma się dobrze, teraz bierze potężną pożyczkę od Putina.
- O tym właśnie mówię. Viktor Orbán rozpoczął politykę swojego drugiego gabinetu od przejęcia rosyjskich udziałów w koncernie paliwowym MOL, w nowej sytuacji zdecydował się na "otwarcie wschodnie", czyli współpracę energetyczną z Rosją. Kampania antywęgierska w Unii to był demontaż Zachodu, właśnie w obu planach, również geopolitycznym. I była kompletnym zaprzeczeniem solidarności europejskiej.
Orbán bierze pożyczki od Putina i popiera gazociąg South Stream, bo go Unia Europejska do tego zmusiła?
- W żadnym wypadku nie usprawiedliwiam "otwarcia wschodniego" Orbána, ale twierdzę, że nie było ani pierwotnie zamierzoną ani konieczną opcją w polityce węgierskiej. Zgadzam się całkowicie z analizą Instytutu Sobieskiego, że Węgry chciały uniknąć konfliktu na dwóch frontach.
Z kim w Unii miałby być ten konflikt?
- Przecież Węgrom grożono sankcjami, w tym zawieszeniem prawa głosu w Radzie Europejskiej. Destabilizowano ich pozycję międzynarodową, co się przekładało na utrudnienia kredytowe. I właściwie z jakiego powodu? Że wysyłali na wcześniejsze emerytury sędziów z czasów Kádára? Przecież narody mają prawo do dekomunizacji. Że podnieśli do poziomu konstytucyjnego immunitet podatkowy dla rodzin wielodzietnych? Przecież wszyscy powinniśmy popierać te rodziny. A najbardziej zaatakowano ich za sam fakt wpisania rodziny do konstytucji, bo tworzy to nieprzychylny klimat dla społeczności LGBT i enigmatycznych "innych form życia rodzinnego".
Do niedawna nie było tam rozwodów. Teraz najbardziej konserwatywne państwo w UE legalizuje związki partnerskie i adopcję przez pary homoseksualne
Przeciwnicy tego zapisu, w tym Komitet Helsiński, argumentowali, że istnieją przecież rodziny, które tworzą partnerzy jednopłciowi.
- Rodzina to małżeństwo nastawione na posiadanie i wychowanie dzieci. Społeczeństwo powinno wspierać normy i kulturę życia rodzinnego. Węgry po prostu realizują tę odpowiedzialność.
Jeśli ktoś sobie żyje spokojnie w związku jednopłciowym i nie krzywdzi nikogo, to ja się nie wtrącam.
- Z realnego prawa do ochrony prywatności nie wynika prawo do unieważniania norm społecznych, które w życiu publicznym należy wspierać i chronić. We Francji istnieją wśród imigrantów rodziny poligamiczne. Można szanować muzułmanów, a jednak uważać, że to monogamia najlepiej wyraża równą godność należną mężczyźnie i kobiecie i naszą wolność.
I zamierza się pan przeciwstawić niszczeniu rodziny w Parlamencie Europejskim.
- Europa potrzebuje silnej opinii chrześcijańskiej broniącej cywilizacji życia i praw rodziny, otwartej na współpracę z różnymi środowiskami społecznymi. To zresztą zasadniczy wyraz naszej odpowiedzialności europejskiej.
Wraz z PiS będzie pan we frakcji Konserwatystów i Reformatorów. Są w niej konserwatyści Davida Camerona, pod rządami którego Wielka Brytania wprowadziła małżeństwa homoseksualne i poszerzyła możliwość adoptowania przez nich dzieci. Jak pan zamierza z nimi bronić swojego ideału rodziny?
- Kluby w Parlamencie Europejskim zajmują się bardziej sprawami równowagi politycznej, obsady stanowisk, komisji, procedurą, a nie prowadzeniem wspólnej polityki. Na tę wielki wpływ ma ciągle czynnik narodowy, często politycy z poszczególnych krajów głosują wspólnie w poprzek podziałów klubowych. I oczywiście zasadniczą rolę odgrywają różnice czysto ideowe. Dla spraw cywilizacji życia i praw rodziny trzeba szukać więc sprzymierzeńców w różnych partiach, w tym wśród wielu posłów chadecji (EPL). Podobnie jak w 2004 r., gdy ustanowiliśmy w Sejmie, którym kierował marszałek Cimoszewicz, Narodowy Dzień Życia - przy mocnym sprzeciwie rządzącego SLD. To, że można wygrywać w Parlamencie Europejskim, pokazuje odrzucenie aborcyjnego raportu Estreli, który rekomendował legalizację dzieciobójstwa prenatalnego we wszystkich krajach Unii.
W 2007 r. odszedł pan z PiS, gdy nie udało się przeforsować zapisów w konstytucji o ochronie życia od poczęcia. Zarzucał pan Kaczyńskiemu, że taktycznie wspierał tę inicjatywę, a robił wszystko, by ją utrącić w imię utrzymania poparcia społecznego. Teraz znów startuje pan z listy PiS. Coś się zmieniło?
- Gdyby na początku lat 90. nie istniało Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, nie odbudowalibyśmy podstawowych chrześcijańskich instytucji życia publicznego. Prawica Rzeczpospolitej powstała, aby opinii chrześcijańskiej przywrócić polityczną podmiotowość i samodzielną reprezentację. Jednocześnie zaraz po jej utworzeniu oświadczyliśmy, że jesteśmy odrębną partią, ale częścią tej samej większości rządowej. Bo we wszystkich sporach PiS z PO byliśmy z zasady po stronie prawicy, więc naszych kolegów z PiS. Z Prawem i Sprawiedliwością zawarliśmy w 2012 r. strategiczne porozumienie o współpracy, takie samo, jakie swego czasu na lewicy miała Unia Pracy z SLD.
I jeśli Jarosław Kaczyński znów zawiedzie?
- To jest porozumienie dwóch partii. Kaczyńskiego popieramy jako lidera opozycji.
Był pan ostatnio w Radiu Maryja?
- Dawno. W Telewizji Trwam czy w Radiu Maryja występuję kilka razy w roku. Cenię Radio Maryja, w czasie pracy w Krajowej Radzie RT efektywnie wspierałem jego prawa do realizacji ogólnopolskiej koncesji, ale nigdy nie próbowałem wykorzystywać politycznie tego radia. Takie łatwe poparcie nie robi dobrze polityce, a tym bardziej mediom. Media powinny samodzielnie kształtować opinię publiczną, a politycy ją przekonywać.
Widać wśród kandydatów licytację na wartości chrześcijańskie. Ostatnio jako kandydat Solidarnej Polski wystąpił bokser, którego jedynym programem jest obrona Kościoła, religii i walka z gender.
- Tomasz Adamek jest głęboko wierzącym katolikiem. Natomiast Solidarna Polska, z której startuje, jest po prostu znacznie słabszą wersją Prawa i Sprawiedliwości, niemającą ani poparcia społecznego PiS, ani lidera o autorytecie i doświadczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Gdy byłem wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości, nie zauważyłem, żeby to właśnie posłowie tego środowiska szczególnie angażowali się na rzecz cywilizacji życia i praw rodziny. Już jako samodzielna partia wyszli z dobrą inicjatywą prawa do życia dzieci niepełnosprawnych, ale ich działania w tej sferze mają charakter bardzo sporadyczny, "eventowy".
Mówi pan, że chce wprowadzić elementy chrześcijańskiej cywilizacji do instytucji Unii Europejskiej. Jan Paweł II chciał, by Polska chrystianizowała Europę, i to się nie udało. Europa się laicyzuje.
- Jan Paweł II pod koniec życia bardzo surowo oceniał stan Europy. W "Ecclesia in Europa" pisał o udręce egzystencjalnej, która trawi naszą kulturę, o "milczącej apostazji" narodów Europy, o dechrystianizacji realizowanej poprzez stanowienie praw lekceważących chrześcijaństwo. Jednocześnie pokazywał motywy nadziei. Pierwszym było świadectwo męczenników, drugim - powrót do życia europejskiego narodów wyzwolonych z komunizmu. I to właśnie jest drugi kierunek naszej polityki europejskiej - solidarność środkowoeuropejska.
Czego papieżowi brakowało w Polsce. Dominika Wielowieyska o wywiadzie-rzece z ambasdorem Polski w Watykanie
Tylko występując razem na forum unijnym, możemy uzyskać realny wpływ i zmieniać Europę. Bez takiego partnerstwa wielkie rozszerzenie okaże się tylko wielkim przyłączeniem. Polska i inne kraje Europy Środkowej przyjęły już unijny "dorobek wspólnotowy" - teraz czas, by nasi partnerzy ze starej Unii otworzyli się na nasze "dorobki narodowe". My - walcząc o wolność - zrobiliśmy więcej dla ich bezpieczeństwa niż oni dla naszej wolności. Nasz głos jest tym bardziej potrzebny, że cywilizacja chrześcijańska jest żywotna nie tylko w Polsce, na Węgrzech czy na Litwie, gdzie Sejmas podjął prace nad ochroną życia poczętego. W tym samym kierunku idą prace nowego rządu hiszpańskiego, o to walczą uczestnicy francuskiej La Manif Pour Tous czy tamtejsi merowie, którzy nie chcą udzielać "ślubów homoseksualnych". Wszędzie chodzi o przyszłość, o to, jaka będzie Europa i jej narody, o to, czy w ogóle będziemy zdolni przekazywać naszą kulturę i nasze instytucje następnym pokoleniom.
Źródło: Gazeta Wyborcza